Mecz na mokrym boisku w Płocku, na którym nie brakowało kałuż, toczył się o poważną stawkę. Zwycięzca bardzo przybliżał się do czwartego miejsca w ekstraklasie, które może dać prawo gry w europejskich pucharach. Wisła nie przegrała jeszcze na swoim stadionie i liczyła, że uda jej się podtrzymać tę passę. Dlatego kibice, mimo fatalnej pogody, zasiedli na trybunach z nadzieją na 3 pkt, które pozwoliłyby wyprzedzić grodziszczan.
Kałuże uniemożliwiły Wiśle grę długimi prostopadłymi podaniami do szybkich napastników. A to przecież wielki atut Płocka, który do tej pory rozstrzygnął niejeden mecz. Zresztą najgroźniejszy napastnik Wisły Ireneusz Jeleń już w pierwszej akcji oberwał w nos od Ivicy Kriżanaca i do przerwy nie mógł się odnaleźć - tylko raz zagroził Mariuszowi Liberdzie.
Piłkarze z Wielkopolski mieli o wiele więcej okazji. Atakowali niemal wyłącznie prawą stroną boiska, gdzie nie tylko nie było kałuż, ale także rywali, którzy mogliby im przeszkodzić. Na pewno przeszkodą nie był też lewy obrońca Wisły Krzysztof Kazimierczak. Bartosz Ślusarski, Tomasz Moskała czy Rafał Kaczmarczyk (pierwszy występ tej wiosny) ogrywali go niemiłosiernie. To po akcji prawym skrzydłem padł jedyny gol. W 22. min Paweł Kapsa nie miał szans przy strzale Adriana Sikory pod poprzeczkę. Wcześniej w polu karnym zrobił się spory tłok, a płoccy obrońcy blokowali uderzenie Sikory, Ślusarskiego i Marcina Nowackiego. - Ślusarski o mało nie wybił mi kilku zębów. O tym, że był faul, mówił mi też po meczu trener Lecha Czesław Michniewicz, który komentował spotkanie w Canal Plus - mówił potem obrońca Wisły Bartosz Jurkowski.
Po pierwszej połowie trener płocczan Mirosław Jabłoński zdjął z boiska Kazimierczaka i wprowadził młodego Sławomira Peszkę. Wisła grała od tego czasu pięcioma pomocnikami i miała optyczną przewagę. Cóż z tego, skoro stworzyła tylko jedną okazję bramkową. Kriżanac podbijał piłkę głową we własnym polu karnym niczym żongler, stracił jednak futbolówkę, która spadła pod nogi Jelenia. Ten trafił w Liberdę z 5 m. - Wiedzieliśmy, jak groźny jest Jeleń i zrobiliśmy dużo, by nie dać mu wiele miejsca do grania - przyznał po meczu Sikora, który jest dobrym znajomym snajpera Płocka. Obaj grali razem w Beskidzie Skoczów.
- Ten mecz przegraliśmy przed przerwą, zagraliśmy wtedy po prostu bez jaj - przyznał po meczu Kapsa. Przewaga Groclinu nad Wisłą wzrosła do 5 pkt, tyle też wynosi ich strata do Amiki Wronki. Żeby jednak grodziszczanie wyprzedzili lokalnego rywala muszą zgromadzić na koniec rozgrywek przynajmniej punkt więcej od wronczan, mają bowiem gorszy bilans bezpośrednich spotkań.
Strzelec bramki
Groclin: Sikora (22. bez asysty)
Widzów ok. 4,5 tys.
Składy
Wisła: Kapsa - Janus, Jurkowski Ż, Duda, Kazimierczak (46. Peszko) - Wasilewski, Majewski, Romuzga (84. Mierzejewski), Kobylański (71. Ekwueme) - Geworgian, Jeleń
Groclin: Liberda - Mynar, Kriżanac, Sablik Ż, Górski - Moskała (73. Zając), Sobolewski, Kaczmarczyk, Nowacki (80. Sedlaćek) - Ślusarski (87. Kozioł), Sikora
Sędzia: Antoni Fijarczyk (Stalowa Wola)
Wisła - Groclin
Duszan Radolsky
trener Groclinu Grodzisk Wlkp.
Ten mecz miał dwa oblicza. W pierwszej połowie dominowała moja drużyna. Graliśmy naprawdę dobrze taktycznie, nie dopuszczając gospodarzy do żadnej dogodnej sytuacji, a sami stworzyliśmy kilka dobrych okazji. W drugiej połowie Wisła zaryzykowała, bardziej nas zaatakowała, jednak nasza obrona stanęła na wysokości zadania. Nie odstawała od niej reszta drużyny.
Mirosław Jabłoński
trener Wisły Płock
Przed przerwą zagraliśmy mało agresywnie. W tym okresie gry daliśmy się zaskoczyć przeciwnikowi, który wypracował kilka sytuacji w naszym polu karnym i jedną z nich wykorzystał. W drugiej połowie zaprezentowaliśmy się o wiele lepiej, bardziej pomysłowo od Groclinu. Mimo to stworzyliśmy tylko jedną dogodną okazję, w której Irkowi Jeleniowi zabrakło trochę fartu do pokonania Liberdy. Inna sprawa, że goście zagrali naprawdę dobrze w defensywie, trudno się było przez nią przebić.
Adrian Sikora
napastnik Groclinu
Spodziewaliśmy się czegoś więcej po Wiśle. Jednak nie mogę powiedzieć, że przed meczem się baliśmy. Przyjechaliśmy do Płocka po zwycięstwo. Gospodarze jedynie w końcówce drugiej połowy nas przycisnęli i wtedy obawiałem się, że stracimy gola. Po zdobyciu prowadzenia cofnęliśmy się, wiedząc, że Wiśle ciężko się gra w ataku pozycyjnym. Pięć punktów wydaje się bezpieczną przewagą nad Wisłą.
Andrzej Kobylański
pomocnik Wisły
W pierwszej połowie to nie była Wisła, do jakiej w tym sezonie przyzwyczaili się kibice. W przerwie powiedzieliśmy sobie, że trzeba zdecydowanie ruszyć na przeciwnika i tak się stało. Byliśmy wyraźnie lepsi, jednak nie zdobyliśmy nawet wyrównującego gola. I nie ma co zwalać winy na ciężkie boisko. Do końca sezonu pozostały jeszcze trzy kolejki i na pewno się nie poddamy. Ale przypomnę, że przed sezonem nikt nie zakładał, że będziemy tak wysoko w tabeli. Tak więc najpierw stąpajmy mocno po ziemi i grajmy swoje w kolejnych spotkaniach.