Rutkowski, Wujec: Starzy Królowie, młode Wilki

W cieniu rywalizacji San Antonio i Los Angeles toczy się drugi półfinał na Zachodzie NBA, w którym na razie Sacramento Kings remisują 1:1 z Minnesota Timberwolves. I choć trudno dziwić się, że uwaga mediów skupiona jest na Spurs i Lakers - te drużyny podzieliły między siebie ostatnich pięć tytułów mistrzowskich, a do tego dochodzą nieustanne psychodramy wśród Lakersów - to koszykówka trochę na tym traci. Bo to Kings i Wolves w tym roku grali najbardziej porywającą i widowiskową koszykówkę. I kto wie - może to jest właśnie prawdziwy pojedynek o tytuł?

Kings są w ścisłej czołówce NBA już od pięciu lat i tylko pechowi zawdzięczają to, że ani razu nie sięgnęli po mistrzostwo. Dwa lata temu przegrali rywalizację z Lakers przez rzut rozpaczy Roberta Horry'ego i stronnicze sędziowanie. W ubiegłym roku pogrążyła ich fatalna kontuzja Chrisa Webbera na początku rywalizacji z Dallas. Choć Webber długo leczył swe kolano, tegoroczny sezon jego drużyna rozpoczęła znakomicie. Do panteonu gwiazd NBA dołączył rozgrywający najlepszy sezon w karierze Peja Stojaković, świetnie wkomponował się w drużynę nowy nabytek, center Brad Miller. Wydawało się, że po powrocie C-Webba Kings nie będą mieli sobie równych. Tymczasem stało się odwrotnie - Webber wrócił nie w pełni formy i świetnie działająca dotychczas machina zaczęła się zacinać. Po fatalnej końcówce sezonu Kings spadli na czwarte miejsce na Zachodzie, a niecierpliwa publiczność w Sacramento zaczęła swego idola regularnie wygwizdywać. Dopiero w play-off Kings zaczynają się odradzać. Dzięki kapitalnej grze Mike'a Bibby oraz zaskakującym wyczynom Stojakovicia w defensywie bez większych problemów wyeliminowali nieobliczalnych Dallas Mavericks i wygrali pierwszy mecz z Minnesotą.

Wolves z kolei przez wiele lat byli najrówniej grającą drużyną w NBA. Pewny awans do play-off i łatwa porażka w pierwszej rundzie - siedem razy z rzędu. Ale w tym roku wszystko się zmieniło. Latem menedżer Kevin McHale kompletnie przemeblował skład - bo przecież do drużyny dołączyli nie tylko Latrell Sprewell i Sam Cassell, ale również wyrzucony z Chicago obrońca Trenton Hassell, niechciany w Clippers Michael Olowokandi, specjalista od rzutów za 3 Fred Hoiberg czy wyśmiewany w Lakers Michael Madsen. I wszyscy (może poza Olowokandim) znakomicie wpasowali się w nowe otoczenie.

Ale Wolves nie zastąpiliby Kings na pozycji najlepszych na Zachodzie, gdyby nie Kevin Garnett, najlepszy dziś koszykarz na świecie. - Pamiętam, jak przed dziewięcioma laty siedziałem z tym młodym chudzielcem, który opowiadał, że jego marzeniem jest być najlepszym w lidze. Pomyślałem wtedy: stawiaj sobie ambitne cele. Obyś sięgnął niebios - wspominał niedawno McHale. Ale chyba nawet on nie spodziewał się wtedy, jak wielką gwiazdą stanie się jego wybraniec. Komisarz NBA, wręczając Garnettowi nagrodę dla MVP (najbardziej wartościowego zawodnika), powiedział, że tak wszechstronnego gracza nie było w NBA od czasów Magica Johnsona. Bo Garnett może grać wszędzie - jako skrzydłowy, center, nawet jako obrońca.

Wzmocnieni Wolves uporali się wreszcie z klątwą pierwszej rundy, pokonując, choć nie bez problemów, Denver Nuggets. Po awansie cieszyli się jak dzieci, niczym po zdobyciu mistrzostwa. Podobnie było po fantastycznej końcówce w drugim meczu z Kings, który wygrali, mimo że jeszcze na cztery minuty przed końcem przegrywali różnicą 10 punktów.

I być może właśnie niedojrzałość Wolves w zestawieniu z doświadczeniem Kings może się okazać decydujące dla ostatecznego rezultatu tej rywalizacji. W pierwszej piątce Wolves poza Garnettem grają sami nowi zawodnicy. Owszem - Cassell był mistrzem NBA, a Sprewell grał w finale, ale kiedy to było? A za Garnettem ciągnęła się dotychczas łatka zawodnika, który nie radzi sobie z presją - bo po świetnym sezonie zasadniczym przychodziły co roku gorsze występy w play-off.

Tymczasem Sacramento to najlepiej zgrana drużyna z czołówki Zachodu. Pierwsza piątka dokładnie taka sama jak przed rokiem i przed dwoma laty - dołączył jedynie grający z ławki Brad Miller. - Jesteśmy jak rodzina - mówi Doug Christie. Dodatkowy argument przemawiający za Sacramento to nóż na gardle - czas Królów powoli mija. Christie gra w NBA od 12 lat, Divac od 15, wymęczony kontuzjami Webber stracił wiele ze swej szybkości i sprawności. Jeśli Kings nie powalczą o tytuł w tym roku, za rok będzie im dużo trudniej. A zatem nasza prognoza - Kings w sześciu meczach.

Kronika towarzyska

Pierwszy mecz Spurs - Lakers zakończył się 10-punktową wygraną San Antonio. Kobe Bryant zdobył 31 punktów, a Shaquille O'Neal tylko 19. Po meczu ojczym Shaqa Phil Harrison skrytykował Bryanta za egoistyczną grę. W następnym spotkaniu Kobe więcej podawał, sam rzucił tylko 15 punktów, a Shaq aż 32. Wynik? Bez zmian, znów 10-punktowa wygrana San Antonio.

W dwóch zwycięskich meczach Spurs kapitalnie zagrał Tony Parker. Zdobył w sumie 50 punktów, przy skuteczności z gry 50 proc. Gdy dziennikarze ośmielili się zapytać odpowiedzialnego za powstrzymywanie Parkera Gary'ego Paytona, jak to się stało, ten odpowiedział: - Możecie mnie winić za wszystko, nie obchodzi mnie to. Nie zamierzam was słuchać. Gram tu raptem od roku i już jestem wszystkiemu winien? Mam to gdzieś. Idę do domu bawić się z dzieciakami. Mogę być kozłem ofiarnym. Kto zawinił, że Tony Parker tak świetnie gra? Nie wiem - wy mi powiedzcie. To jest gra zespołowa. Jest nas pięciu na parkiecie. A wy ciągle: Gary Payton kontra San Antonio. W zeszłym roku mówiliście co innego. Mówiliście: Gary Payton wciąż potrafi to, Gary Payton tamto. A teraz gram nieco gorzej i co? Aha, teraz to ja jestem problemem. Wiecie co - to nie mój problem. To wasz problem. A wiecie, dlaczego nie zamierzam się wami przejmować? Bo nie macie pojęcia, na czym polega gra w koszykówkę. I to na tym polega problem.

Dawny trener Shaqa od rzutów wolnych Ed Palubinskas (nauczył O'Neala rzucać ze skutecznością ponad 60 proc.) znów oferuje swoje usługi, mimo że ma trochę żalu. - Shaq nigdy do mnie nie zadzwonił. Nie podziękował, nie objął mnie. Nie mam z nim nawet zdjęcia. Nic - wyjaśnił.

W pierwszym meczu z Detroit zawodnicy New Jersey Nets zdobyli 56 punktów. Po meczu skrzydłowy New Jersey Aaron Williams podzielił się dziennikarzami błyskotliwą refleksją: - Musimy zdobywać więcej punktów.

Były trener Orlando Doc Rivers, zatrudniony niedawno w Bostonie, rozpowiada, że drużyna Magic stoczyła się na dno w wyniku fatalnych decyzji personalnych kierownictwa klubu, na które on sam nie miał niestety wpływu. Zdaniem nowego menedżera Magic Johna Weisbroda Doc ma wybiórczą pamięć. To właśnie Rivers został postawiony przed wyborem, kogo zatrzymać - Bena Wallace'a czy Johna Amaechi. I wybrał Amaechiego.

Złota myśl

- (Sekretarz obrony USA) Donald Rumsfeld uważa, że ma ciężką pracę. A ja mam to na co dzień... - trener Lakers Phil Jackson.

Copyright © Agora SA