Piłkarze z Wronek kompletnie się zagubili, można nawet powiedzieć, zwariowali w swoim szaleństwie. "Najgorszy to ptak, co własne gniazdo kala" - tak właśnie postępują. W Amice przez lata nie brakowało im niczego. Mieli pracę, płacę, ciszę i spokój.
Szamotulskiego klub z Wronek wykupił za pół miliona marek (milion złotych) z "greckiej niewoli" w 2001 roku. Sezon wcześniej "Szamo" odszedł z Legii, w Grecji miejsca nie zagrzał. Stracił miejsce w składzie na rzecz pupila trenera, wykłócał się o pieniądze, publicznie krytykował wszystko i wszystkich. Wrócił więc do Polski, najpierw - zimą - na pół roku do Śląska Wrocław. A latem, już ostatecznie, do Wronek. Był postacią pierwszoplanową. Został kapitanem. Na moment wrócił nawet do reprezentacji, choć powrót poprzedził kłótnią z selekcjonerem.
Po meczu w Krakowie, jasno to trzeba powiedzieć - przegranym nie przez błędne decyzje trenera Majewskiego, a błędy bardzo nerwowo grającego Szamotulskiego, Amica straciła prowadzenie 1:0 i szanse na mistrzostwo Polski. Dwa tygodnie później, po remisie u siebie (pierwszym po dziewięciu zwycięstwach) 2:2 ze Świtem, "Szamo" nie wytrzymał. Ostro i szczerze wypowiedział się o trenerze. Na co liczył? Nie wiem. Ale się przeliczył.
Bramkarz i kapitan miał prawo wypowiedzieć swoje zdanie. Jego pracodawca miał prawo rozwiązać z nim kontrakt. Po co więc te wszystkie hece i manifestacje pozostałych zawodników? Po co koszulki "Szamo jesteśmy z tobą".
Czy Paweł Kryszałowicz walczyłby w ten sposób za któregoś z kolegów z Eintrachtu Frankfurt, gdyby jeszcze grał w Bundeslidze? Nie.
Czy zbliżający się powoli do piłkarskiej emerytury prawie 33-letni Paweł Skrzypek (po jego błędzie Amica straciła drugiego gola ze Świtem) też by protestował, gdyby jeszcze przez rok mógł spokojnie grać i zarabiać we Wronkach? Nie.
Czy Tomasz Dawidowski robiłby to, gdyby nie odchodził w czerwcu do Wisły Kraków? Nie.
Protest i piłkarze z Wronek są żałośni. Bo przeciwko czemu protestują? Szamotulski powiedział, Szamotulski poniósł konsekwencje. I co chcą osiągnąć? Lepiej niech się wezmą do grania, bo trzecie miejsce jest zagrożone. Winy za całą sytuację nie ponoszą tylko piłkarze. Także i działacze Amiki. Parę lat temu niemal tym samym zawodnikom, w taki sam sposób pozwolili na zwolnienie tego samego trenera. Skoro udało się raz, piłkarze byli przekonani, że uda się i po raz drugi. Działacze pokazali, że po raz kolejny Polak jest mądry, ale po szkodzie.
Jeśli chodzi o Grodzisk, to tam sytuacja jest groteskowa, ale śmiech (choć nikomu nie powinno być do śmiechu) dotyczy wszystkich: prezesa, trenera i zawodników. Zbigniew Drzymała źle znosi porażki. Jego duma została zraniona, gdy Grzegorz Rasiak zimą, oficjalnie ogłosił, że w czerwcu, po zakończeniu kontraktu, odchodzi. Prezes i trener "na złość babci" odmrażają sobie uszy. Rezygnują z podstawowego reprezentanta Polski, zespół traci punkty (z Polonią i Lechem Rasiak grał), zagrał żenująco z Wisłą (klęska 1:6) i perspektywa gry w pucharach staje się coraz bardziej odległa. Piłkarze T-shirtem z napisem "Rossi jesteśmy z Tobą" w geście solidarności z kolegą wymierzyli siarczysty policzek prezesowi (trzeba było widzieć minę Zbigniewa Drzymały patrzącego na wychodzących zawodników) i trenerowi.
W Grodzisku jest konflikt. Na razie wygrywa mentalność "moich grabek i mojej piaskownicy". Dopóki prezes i trener będą ciągnąć wózek w jedną stronę, a piłkarze w drugą - nic dobrego z tego nie wyniknie. A Groclin, zamiast na stałe gościć na europejskich salonach, może pozostać meteorytem. W pamięci kibiców z Berlina i Manchesteru. Bo inni szybko zapomną.
Na szczęście jest jeszcze pora na opamiętanie.
"Gdybym nie wierzył w utrzymanie, nigdy bym nie zatrudnił trenera Wójcika. Sam zostałbym trenerem, wziął młodych chłopaków i grał do czerwca w lidze. Nadzieja jest, a trener ma wysoką, bardzo, bardzo wysoką premię za utrzymanie. Piłkarze też. Kto większą? No trener, ale on jest jeden, piłkarzy, kilkunastu" - prezes Świtu Nowy Dwór Wojciech Szymański po wygranej 1:0 z Górnikiem Łęczna.
Bohater poprzedniego Po-ligonu Tomasz Frankowski nie zwalnia tempa. Po bramkarzach Amiki i Legii przyszedł czas na Mariusza Liberdę z Groclinu. Strzelił mu trzy gole. Zespołom, z którymi Wisła walczyła o tytuł (i wygrała), "Franek - łowca bramek" strzelił już pięć goli. Co ciekawe, piątkowa potyczka w Grodzisku była pierwszą w tej rundzie, w której gole zdobyli obaj napastnicy Wisły - Frankowski i Maciej Żurawski. Ten drugi uzyskał już 95. gola w rozgrywkach I ligi, Frankowski ma ich 86.