Rozmowa z Krzysztofem Tochelem, trenerem piłkarzy Zagłębia Sosnowiec

PIŁKA NOŻNA. - Jeżeli wygramy, to postawimy Śląsk w bardzo trudnej sytuacji. Uważam, że na 90 procent sprawa awansu byłaby już wtedy rozstrzygnięta - mówi przed niedzielnym spotkaniem ze Śląskiem Wrocław Krzysztof Tochel, trener Zagłębia Sosnowiec.

Wojciech Todur: Czy wygrana Zagłębia przesądzi o awansie sosnowieckiej drużyny do drugiej ligi?

Krzysztof Tochel, trener Zagłębia: Myślę, że nie, ale będzie miała ogromny wpływ na dalsze losy tej rywalizacji. Jeżeli wygramy, Śląsk nie będzie mógł liczyć już tylko na siebie. Wtedy my też musielibyśmy przegrywać i to też te teoretycznie łatwe mecze. Jasne, że wszystko jest możliwe, ale do tego konieczna byłaby jakaś katastrofa.

Czy Śląsk wiosną jest silniejszy od Śląska jesienią?

- Analiza dopiero przede mną [rozmawiamy w środę - przyp. red.]. Mam nagrane dwa mecze wrocławskiej drużyny: wyjazdowy w Radzionkowie i u siebie z Kietrzem. Myślę, że w grze Śląska wiele się nie zmieniło od jesiennego meczu z Zagłębiem.

Jakich błędów chce Pan uniknąć w porównaniu z pierwszym meczem?

- Wtedy zagraliśmy zbyt otwarcie. Pamiętajmy, że byliśmy wtedy po pięciu zwycięstwach...

Tak jak teraz...

- Otóż to [śmiech]. Myślę, że dwa razy ta sama historia się już nie powtórzy, tak jak i my nie popełnimy tych samych błędów. Jesienią we Wrocławiu grało nam się bardzo ciężko. Murawa była śliska, mokra. Nie radziliśmy sobie z tą nawierzchnią. W składzie zabrakło też Lachowskiego, bardzo ważnego zawodnika dla mojej drużyny. Liczę, że teraz zagramy też dużo mądrzej.

Zaskoczy Pan czymś rywala. Będą zmiany w składzie?

- Raczej nie. Prawdopodobnie postawię na piłkarzy, którzy wygrali z Rozwojem Katowice. Jeżeli jedenastu ludzi potwierdza na boisku, że warto na nich stawiać, to po co coś zmieniać? Obawiałem się, że plany pokrzyżują mi kartki. Przed spotkaniem z Rozwojem miałem w składzie trzech zawodników, którzy mieli na swoim koncie po trzy żółte kartki. Szczęśliwie tak się wszystko ułożyło, że nikt z nich nie dostał kolejnej kartki.

W bramce zabraknie kontuzjowanego Grzegorza Kurdziela. Nie obawia się Pan o dyspozycję Sławomira Rydla, który więcej czasu spędzał do tej pory na rezerwie?

- Mam do niego pełne zaufanie. Przecież ja go tutaj ściągnąłem. Zdarzają mu się błędy. Ale komu się one nie zdarzają? Powiem jeszcze jedno, z bramkarzy, jakich mam do dyspozycji, Rydel jest zdecydowanie najlepszy na linii. Jego mankamentem jest gra na przedpolu, a szczególnie nogami. Ale generalnie to bardzo dobry bramkarz.

Sosnowieccy i wrocławscy kibice żyją tym spotkaniem od dawna. Na pewno w niedzielę na stadionie Ludowym padnie rekord frekwencji. Mówi się, że mecz obejrzy ponad dziesięć tysięcy kibiców. Czy to może mieć wpływ na losy rywalizacji?

- Mam pewne obawy, szczególnie po ostatnich burdach na meczu pucharowym pomiędzy Jagiellonią Białystok a Legią Warszawa. Wszyscy wiemy, że nasi kibice przyjaźnią się z kibicami Legii. Na niedzielne spotkanie na pewno przyjedzie wielu fanów Zagłębia z Warszawy. Niektórzy przyjadą do Sosnowca już w sobotę. Na pewno nie będą po czystej wodzie i tu się obawiam, żeby im jakieś niemądre pomysły do głowy nie przyszły.

A presji kibiców się Pan nie obawia?

- Nie. Myślę, że zawodnicy nie mają tremy przed graniem dla tak licznej publiczności. Trzeba pamiętać, że wielu zawodników Zagłębia grało już wcześniej równie ważne mecze i to nieraz. Ujek, Treściński, Lachowski, Antczak to są doświadczeni piłkarze. Oni decydują o obliczu tej drużyny, a oni na pewno się nie przestraszą.

Czy Pana zespół gra już tak, jak Pan sobie założył przed sezonem?

- Na pewno nie. Nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej. Zresztą na tym naszym klepisku nigdy nie zagramy tak ładnej piłki jakbym sobie wymarzył. Ja bym chciał, żeby akcje rozgrywały się na dużej szybkości, były pomysłowe, oskrzydlające... a u nas każdą piłkę trzeba sobie poprawić.