Mirosław Trzecka: Koniec ery

Dla Gazety

Mirosław Trzeciak

były reprezentant Polski, obecnie trener w Hiszpanii

Skończyła się pewna era w piłce. Real był najbardziej regularną drużyną w Europie. Do wtorku. Teraz jest tylko potęgą marketingową z gwiazdami za grube miliony, które generują ogromne zyski.

Myślę, że ta porażka może trenera Carlosa Queiroza kosztować posadę. Popełnił zbyt dużo błędów. Odejście Vincente Del Bosque'a miało być znakiem nowej jakości. W Realu nadal jednak nie ma dyscypliny, piłkarze cały czas trafiają na czołówki brukowych gazet, wiodą gwiazdorskie życie. Po meczu z Monaco wielu zdecydowało się nie wracać do Hiszpanii, tylko "zabawić" jakiś czas w księstwie.

Queiroz popełnia też błędy taktyczne. Jak można przegrać mecz z europejskim średniakiem, prowadząc po 44 min 1:0, i stracić w dwumeczu pięć goli? A no można, wystarczy tylko wystawić niedoświadczonych Borję i Meiję. Queiroz kompletnie nie reagował na to, co się dzieje na boisku. Dlaczego drużyna się nie cofnęła, przecież wiadomo było, że siła Monaco to kontratak. Dlaczego na ławce został wysoki Solari, skoro Francuzi świetnie grają głową. Dlaczego nie grał Pavon i Bravo? Dlaczego napastnik Portillo wszedł na trzy ostatnie minuty, a nie na 20, skoro Ronaldo stał w miejscu? Pytania można mnożyć.

Queiroz ma też jednak trochę racji, gdy atakuje władze klubu za politykę transferową. Wielki klub powinien mieć porządną ławkę rezerwowych. Makelele równoważył atak i obronę. Odeszli tez McManaman i Morientes, czyli wartościowi zmiennicy w ofensywie. Real ma Ronaldo, ale nie można liczyć na to, że przez cały rok będzie rozstrzygał losy arcyważnych spotkań. Młodzież jest ambitna, ale na półfinały Ligi Mistrzów to za mało. Pierwsze pomeczowe wypowiedzi dyrektora sportowego Jorge Valdano wskazują na to, że nic się na razie nie zmieni. Znów padło: "nie ma co dramatyzować", znów można było odczytać jego słowa jako przyklaśnięcie polityce sprowadzania wielkich gwiazd. Zobaczymy, co powie prezes, bo po meczu od razu uciekł na swój jacht. Dla Realu najlepiej byłoby usłyszeć deklarację, że zamiast kolejnej armaty z przodu, czyli Thierry'ego Henry'ego, "Królewscy" zabezpieczą tyły. Można sięgnąć choćby po Waltera Samuela z Romy, Ricarda Carvalia z Porto czy Patrika Vieirę z Arsenalu. Z tego, że Real atakuje najlepiej na świecie, nie wynika bowiem nic, w sytuacji gdy daje sobie strzelić trzy gole w pół godziny.