Rozmowa z dyrektorem Astorii Zbigniewem Słabęckim

Są znani zawodnicy, trener o uznanej klasie, a ciągle brakuje zwycięstw bydgoskich koszykarzy. - Jak w każdym sporcie zespołowym potrzeba nam czasu na zgranie - tłumaczy niepowodzenia szef Astorii Zbigniew Słabęcki

Wojciech Borakiewicz: Do końca okresu transferowego w Era Basket Lidze pozostało 6 dni. Czy będą jeszcze zmiany w Ostromecku/Astorii?

Zbigniew Słabęcki: W zespole w obecnym składzie tkwi spory potencjał.

O tym wszyscy rzeczywiście mówią, ale ten potencjał niestety ciągle tylko drzemie w ekipie.

- Jak w każdym sporcie zespołowym, nam też potrzeba czasu na zgranie. Nie można wykonywać gwałtownych ruchach po dwóch meczach. A przecież przegraliśmy w tym czasie we Włocławku i Ostrowie. O zwycięstwie w tych salach marzą bez powodzenia znacznie lepsze i mające wyższe ambicje drużyny niż my. Z Gipsarem nikt przecież jeszcze nie wygrał w jego hali. A przecież my mogliśmy ten mecz wygrać. Niewątpliwie kontuzja Jacka Krzykały pokrzyżowała nam trochę szyki, bo on dobrze przecież spisał się w poprzednim spotkaniu z Anwilem.

I to staje się denerwując dla kibiców. Trenerzy rywali, którzy wygrywają z Ostromeckiem/Astorią chwalą siłę personalną naszej ekipy, ciągle mówi się, że zespół mógł wygrać jakiś mecz, ale są porażki.

- Żeby drużyna wygrywała takie mecze, jak np. ten z poprzedniej kolejki z Anwilem musi grać z sobą. Po zmianach, jakie nastąpiły musi upłynąć trochę czasu, żeby zadziałał nowy układ między rozgrywającym, skrzydłowymi i środkowym.

Wracając jeszcze do Anwilu i Gipsaru. W ich przypadku budowanie solidnych podstaw, konstruowanie drużyny trwało długo. My nie mieliśmy czasu. Zespół powstawał, za czasów trenera Krutikowa i obecnie, w trakcie sezonu.

A jaki teraz jest cel koszykarzy Ostromecka/Astorii w lidze?

- Naszym głównym celem jest utrzymanie się w lidze i to z pewnością osiągniemy.

To jednak obniżenie lotów, bo przed sezonem władze klubu mówiły o piątym, szóstym miejscu?

- Utrzymanie to minimum. Myślimy oczywiście o czymś więcej. Na teraz trzeba wygrywa mecze z bezpośrednimi sąsiadami w tabeli i zwyciężać we własnej hali. Najważniejszy i tak jet play off. Marzeniem byłoby zajęcie po rundzie zasadniczej siódmej pozycji, ale to będzie bardzo trudne zadanie.

Chcecie wygrywać z bezpośrednimi rywalami tzn. tylko ze Spójnią i Startem Lublin?

- Nie tylko. Myślę też o tych drużynach które są jedną, dwie pozycje przed nami w tabeli. Właśnie najbliższe spotkanie ze Spójnią da nam odpowiedź na kilka pytań związanych z zespołem.

Jakie to wątpliwości?

- Denerwujący jest brak stabilizacji formy niektórych koszykarzy. Można zrozumieć O'Bannona, który we Włocławku debiutował w tym sezonie, ale już trudno zawodników, którzy są z zespołem długo, a grają raz tak a raz śmak. Nie może zaskoczyć Wilangowski. Nie wymagamy od niego cudów i zdobywania po 20-30 punktów. Ma nam dać średnio 8 punktów i 8-10 zbiórek. Poza tym po meczu w Ostrowie widać, że za bardzo zaufaliśmy rzutom za trzy. Niektórzy koszykarze za bardzo chcą rzucać i grają "na gazetę". Trener Krajewski to widzi i trzeba nad tym popracować.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.