Kamil Kosowski: Wędruję na ławę

Jaka germanizacja? Albo za słabo rozumiem po niemiecku, albo nie dosłyszałem, że mamy się porozumiewać wyłącznie po niemiecku. Nie sądzę, by trener zabronił nam odzywania się do siebie w swoim języku

Kilka dni temu w niemieckim pierwszoligowym klubie Kaiserslautern nastąpiła zmiana szkoleniowca. Belga Erica Geretsa, który sprowadził do zespołu Kamila Kosowskiego, zastąpił Kurt Jara. Pierwsze, co zrobił, to nakazał swoim piłkarzom komunikowanie się wyłącznie po niemiecku. - Na treningu i w czasie meczu obowiązuje tylko jeden język - zakomunikował zawodnikom. - Jeśli ktoś nie zna niemieckiego, to musi jak najszybciej nadrobić zaległości. Jego zdaniem ma to wpłynąć na poprawę atmosfery w zespole i sprzyjać integracji między piłkarzami.

W Kaiserslautern, którego barwy od lipca 2003 roku reprezentuje Kosowski, występują piłkarze 13 narodowości. Oprócz Polaka są tam Czech, Słoweniec, Brazylijczyk, Portugalczyk, Bułgar, Turek, Belg, Egipcjanin, Grek, Fin, Szwajcar i Chorwat.

Michał Białoński: Jak wypadły pierwsze treningi z Kurtem Jarą?

Kamil Kosowski: Po dwóch treningach nie mam prawa narzekać. Jest fajnie, tyle że po raz pierwszy po przyjściu do Kaiserslautern rozpocznę mecz na ławce rezerwowych. Właśnie dzisiejsze zajęcia miały charakter taktyczny przed sobotnim meczem z FC Koeln. I tak jak się spodziewałem, zabraknie dla mnie miejsca w wyjściowej jedenastce.

Czy to dlatego, że jest Pan postrzegany za człowieka Erica Geretsa?

- Nic podobnego. Podejrzewam, że trener Jara przed przejęciem zespołu skonsultował się z Geretsem albo jego asystentem i ma w miarę pełny obraz co do stanu drużyny i zawodników. Ja czuję się wyczerpany i chciałbym jak najszybciej wrócić do normalnej dyspozycji.

Inna sprawa, że trener Jara chce zmienić nasz styl na bardziej ofensywny. Będzie grać trójką obrońców. Austriacki szkoleniowiec zapowiedział nam, że zamierza nawiązać do dawnych czasów, gdy cała Bundesliga bała się przyjeżdżać na nasz stadion, bo Kaiserslautern u siebie grało ofensywnie, agresywnie, przy szaleńczym dopingu publiczności. Mamy zamiar wygrać wszystkie mecze u siebie. Inaczej nie uda się nam obronić przed degradacją.

Jednak prezes Rene Jaeggi zapytany o powody zwolnienia Geretsa odparł m.in, że nie sprawdzili się sprowadzeni przez niego zawodnicy. Czy mógł mieć na myśli Pana?

- Całkiem możliwe. Z jednej strony nie jest tak źle, bo jako jedyny piłkarz w zespole rozegrałem wszystkie mecze w rundzie jesiennej. Ale też nie udało mi się zdobyć żadnej bramki, choć przed sezonem zakładałem sobie limit trzech goli. Do sytuacji strzeleckich dochodziłem, lecz brakowało szczęścia. No, nie tylko, bo czasem nie popatrzyłem, gdzie stoi bramkarz, i źle uderzałem tak jak w meczu z Bayernem w Monachium, gdzie powinienem pokonać Oliviera Kahna.

Jeśli jednak figuruję na czarnej liście, to na pewno nie na pierwszej pozycji. Sprowadzony razem ze mną Belg Stijn Vreven nie grał, bo był kontuzjowany. Fin Mika Nurmela też nie pokazywał się na boisku za często, a jeśli już, to nie błyszczał.

Nie załamuje Pana to, że zacznie Pan grzać ławę?

- Ależ skąd! Wprawdzie od mojego wyjazdu do Niemiec usiądę w rezerwie po raz pierwszy, ale jeżeli nie strzelałem goli, to mogę winić tylko siebie. Teraz muszę odzyskać dawną formę i podjąć rywalizację o miejsce na boisku.

Rozmawiał już Pan z Kurtem Jarą?

- Nie było okazji. Na razie nowy trener nie prowadził indywidualnych rozmów. W piątek po południu pojawi się taka okazja, gdy będziemy zgrupowani w hotelu przed sobotnim meczem.

W waszej kadrze jest 13 obcokrajowców i obowiązkowy niemiecki ma poprawić atmosferę w tej legii cudzoziemskiej. Z Geretsem rozmawiał Pan po angielsku. Poradzi Pan sobie teraz?

- Albo za słabo rozumiem niemiecki, albo nie dosłyszałem, że mamy się porozumiewać wyłącznie po niemiecku. Nie sądzę, by trener zabronił nam odzywania się do siebie w swoim ojczystym języku. Przecież to w niczym nie przeszkodzi. Czy sobie poradzę? Na pierwszych treningach, co trzeba, rozumiałem. Zawodnicy na boisku tak czy inaczej potrafią się porozumieć. A to jest chyba najważniejsze.

Wyczuł już Pan, jaki to człowiek Kurt Jara?

- Nie miałem za wiele okazji na poznanie go, ale na pewno jest małomówny. Robi wrażenie spokojnego, choć nie wiadomo, jak będzie na meczach reagował. Jest już zaawansowany wiekowo podobnie jak trener Wisły Henryk Kasperczak, a to również ma wpływ na osobowość szkoleniowca. Wszystko tak naprawdę wyjdzie w praniu, a pierwsze już w sobotę podczas spotkania z FC Koeln. Ja na razie ustępuję miejsca Portugalczykowi Jose Dominguezowi. Mam nadzieję jednak, że nie na długo.

A jeśli na długo? Może jednak Pan wróci do Krakowa? Wisła sprowadził Kukiełkę, Kłosa, Majdana, Mijailovica. Wrócił Uche, no i chcą powalczyć o Ligę Mistrzów. A lewego pomocnika wciąż nie mają.

- Wzmocnienia Wisły robia duże wrażenie. To będzie super drużyna. Może rzeczywiście wrócę do Krakowa. Jeśli otrzymam od prezesa Cupiała ofertę takiej pensji jak ma Maciek Żurawski, to czemu nie?