Hajto jest oskarżony o to, że kupował papierosy od polskich przemytników (swoich byłych sąsiadów) i odsprzedawał je z zyskiem.
To jest odgrzewanie starej sprawy z lutego. O tym, że prokuratura będzie się domagała grzywny w wysokości 180 tys. euro, ja i mój prawnik wiedzieliśmy już wtedy. Postępowanie w tej sprawie cały czas się toczy. Mój adwokat zdecyduje o tym, czy, kiedy i jak będę się odwoływał od zarzutów. Nie mam ochoty wracać po raz kolejny do tego, co mówiłem w lutym, opowiadać tej historii od początku.
Mnie w całej sprawie najbardziej boli zachowanie mediów. Jestem Polakiem, kapitanem reprezentacji, a dziennikarze z kraju dzwonią i pytają wyłącznie o papierosy. Nikogo nie interesują sprawy sportowe, na przykład to, że przedwczoraj nabawiłem się kontuzji stopy albo że w poniedziałek zostałem zaproszony jako gość honorowy na spotkanie kanclerza Schroedera z premierem Millerem z okazji meczu młodzików Lech Poznań i Schalke. Zamiast tego moja mama ogląda w jednej z gazet fotomontaż, na którym jestem ubrany w więzienny pasiak.
Cała sprawa jest dla mnie przykra, tracą przez nią ja i reprezentacja. Gdybym rzeczywiście zajmował się sprzedawaniem lewych papierosów, to czy przy moich zarobkach byłoby to 110 kartonów, o co jestem oskarżony? Oczywiście, nie. Musiałbym sprzedać chyba z 10 mln kartonów, żeby na tym zarobić. Czy więc te zarzuty mają sens.