W marcu 29-letni kolarz belgijskiej grupy Domo Farm-Frites na finiszu jednego z etapów Tirreno-Adriatico upadł i uderzył głową o asfalt. Z jego głowy strużkami lała się krew. Został odwieziony helikopterem do szpitala w Neapolu. Tam po operacji czaszki przez kilka dni znajdował się w stanie śpiączki. Treningi wznowił już kilkanaście dni po odzyskaniu przytomności. W ubiegłym tygodniu zajął drugie miejsce w prestiżowym wyścigu Dookoła Szwajcarii. Oprócz Wadeckiego w Tour de France pojedzie jeszcze Dariusz Baranowski z iBanesto.com.
Piotr Wadecki: To wyścig inny niż wszystkie. Trwa trzy tygodnie. To decyduje o wielu rzeczach. W tak długim można nagle dużo zyskać, ale również ogromnie dużo stracić. Trzeba być więc być maksymalnie skoncentrowanym.
- Jadę po to, aby wygrać etap, choć będzie o to ciężko. W wyścigu startuje 200 kolarzy, oni wszyscy mają przynajmniej takie same ambicje jak ja. Również chcą się pokazać w telewizji, zaistnieć na świecie.
- Dokładna taktyka będzie ustalona na miejscu. W tej chwili założenia są takie, że liderami będą Richard Virenque, Axel Merckx bądź ja. Myślę, że rozstrzygnie się to dopiero po pierwszym tygodniu wyścigu. Virenque na pewno będzie walczył o wygranie klasyfikacji górskiej, ale niewykluczone, że o coś więcej. Oczywiście każde zwycięstwo etapowe jest nobilitacją dla grupy.
- Wyścig Dookoła Szwajcarii jest traktowany jako bardzo dobry trening przed Tour de France. Podczas niego byłem w życiowej formie. Czułem się znakomicie. Wróciłem do Polski i niestety złapałem jakiegoś wirusa. Trenowałem, ale były to delikatne treningi. Czuję się już lepiej. Myślę, że w sobotę będę gotów do jazdy. Ale ta dobra forma nie będzie już taka, jaka powinna być.
- Nigdy nie przestałem wierzyć, że wystartuję w tegorocznej Wielkiej Pętli. Cięższe chwile przeżywała moja rodzina. Ale kiedy obudziłem się w szpitalu w Neapolu, miałem tylko obandażowaną głowę i nic mnie nie bolało. Nie czułem się źle. Nie byłem załamany. Nie został we mnie żaden uraz psychiczny. Już wtedy wiedziałem, że niedługo wsiądę na rower. Nie wyobrażałem sobie, że może być inaczej. Czułem wsparcie najbliższych i to w dużej mierze zadecydowało, że tak szybko zacząłem wracać do zdrowia. Wspierali mnie też kibice, dostałem mnóstwo listów i słów pocieszenia. Byłem tym ludziom coś winny. Dlatego musiałem wystartować w Tour de France również dla nich.
- To, że wyścig będzie krótszy o 200 kilometrów, nic dla nas nie znaczy. Liczy się skala trudności, na przykład liczba etapów górskich. A to się wiele nie zmieniło.
- Zdecydowanie Armstrong powinien wygrać ten wyścig. Ale jego sytuacja nie będzie wcale łatwiejsza z tego powodu, że brak jest w peletonie Ullricha. W zeszłym roku o zwycięstwo walczyli bowiem dwaj kolarze, czyli dwie grupy. One kontrolowały wyścig. Teraz teoretycznie walczy o nie tylko Armstrong i US Postal, a to trudna sytuacja dla tej grupy, bo są sami przeciw wszystkim.
- Hiszpanie Joseba Beloki, Ivan Gonzalez de Galdeano, Oscar Sevilla, Santiago Botero. Wszyscy to zawodnicy, którzy doskonale jeżdżą na czas i w górach. Wspominałem już wcześniej o swoim koledze z grupy Virenque'u, a są jeszcze dwaj doskonali Amerykanie - Tyler Hamilton z duńskiej grupy CSC Tiscali i Levi Leipheimer z Rabobanku. Szczególnie ten drugi zawodnik jest teraz w świetnej formie i uważam, że zajmie miejsce w pierwszej trójce wyścigu.