Rajd Dakar. Król się złamał

Żeby zrozumieć czym dla kibiców w Argentynie jest wycofanie się z rywalizacji w tegorocznym Rajdzie Dakar Marcosa Patronellego wystarczy wyobrazić sobie, że nagle kontuzję łapie Adam Małysz i nie będzie skakać w Zakopanem. Zeszłoroczny zwycięzca w kategorii quadów wycofał się przed czwartym etapem.

"Żegnaj kontuzjo! Patronelli gotowy" - napisały kilkanaście dni temu argentyńskie media. Informacja była zaskakująca, bo pod koniec listopada Argentyńczyk miał wypadek. Połamał obie kostki i doznał kontuzji ramienia, ale oficjalnie nie wycofał się z rywalizacji. Niedługo przed startem na specjalnie zwołanej konferencji prasowej oświadczył: - Jestem w stanie przejechać cały rajd. Okazało się, że nie jest. Rok temu wszystko mu sprzyjało. Tym razem było odwrotnie.

Marcos pewnie nigdy nie zostałby gwiazdą, gdyby nie dwie kluczowe dla Rajdu Dakar decyzje. Gdy w 2008 r. zawody w Afryce odwołano z powodu zagrożenia terrorystycznego, postanowiono kolejną edycję zorganizować w Argentynie i Chile. W dodatku w 2009 r. po raz pierwszy postanowiono dopuścić do rywalizacji uczestników na quadach. Na czterech kółkach jeździł od piętnastu lat. W lokalnych zawodach w Argentynie wygrywał co się dało. Doskonale znał klimat i teren przez który prowadziła trasa rajdu, bo tam się wychował. W 2009 r. był drugi.

Rok później oddał prowadzenie w klasyfikacji generalnej tylko po drugim etapie. Gdy bracia Marcos i starszy od niego Alejandro, dojechali do mety w Buenos Aires, stolica Argentyny oszalała. Quadowcy byli witani jak prawdziwi bohaterowie, a główne kanały telewizyjne relacjonowały na żywo fetę na ulicach miasta. Marcos wygrał, był o ponad dwie godziny szybszy od brata i o ponad pięć od trzeciego na mecie Hiszpana Juana Manuela Gonzaleza Corominasa. Stał się narodowym bohaterem. Pierwszym Argentyńczykiem który triumfował w Rajdzie Dakar.

Uwielbiany przez rodaków, budził chłodniejsze uczucia u rywali, którzy po cichu przyznawali, że sędziowie łaskawszym okiem patrzą na naruszenia regulaminu przez gospodarzy. Podczas Dakaru za wiele wykroczeń, np. skracanie trasy lub zbyt szybkie przejechanie przez teren zabudowany otrzymuje się kary. Patronellich upomnienia omijały. Nie zmienia to faktu, że Marcos był bezkonkurencyjny.

W tegorocznej edycji pech prześladował go od samego początku i sprawił, że nie dojechał nawet do argentyńsko-chilijskiej granicy. Z powodu problemów z elektryką w quadzie wystartował z opóźnieniem do pierwszego etapu i na wstępie otrzymał od organizatorów sześć godzin kary (pozostali kierowcy domagali się dyskwalifikacji). Na trzecim etapie zaliczył wypadek po którym uszkodził prawe kolano. - Muszę skonsultować się z lekarzem i rodziną, ale dalsza jazda dla mnie to szaleństwo - powiedział zaraz po przyjeździe na biwak w San Salvador de Jujuy. - Chyba muszę się przygotowywać do następnego rajdu - dodał z uśmiechem. Następnego dnia potwierdził, że dalej nie pojedzie.

Argentyńczycy przełknęli brak Marcosa tylko dzięki temu, że pozostali uczestnicy z tego kraju radzą sobie doskonale. Zajmują pierwsze trzy miejsca w klasyfikacji quadów. Alejandro Patronelli jest drugi, a Sebastian Halpern trzeci. Prowadzi 26-letni debiutant Tomas Maffei, zwycięzca trzeciego i czwartego etapu. Umarł król, niech żyje król?

Elodie Gossuin - Piękniejsza strona Dakaru ?

Więcej o:
Copyright © Agora SA