Przypomnijmy: w trakcie turnieju w RPA Nicolas Anelka w bezprecedensowy sposób obraził trenera Francji Raymonda Domenecha. - Pier... się Skur... - odowiedział piłkarz na uwagi szkoleniowca w przerwie meczu z Meksykiem. Anelka został karnie odsunięty od kadry i odesłany do domu. Pozostali piłkarze reprezentacji zbuntowali się przeciwko tej decyzji, rozpoczęli strajk, odmówili wzięcia udziału w jednym z treningów.
Po mistrzostwach pojawiły się plotki, jakoby nie wszyscy zawodnicy buntowali się z własnej woli. Część z nich miała zostać do tego zmuszona. Rewelacje dementuje główny bohater skandalu Nicolas Anelka.
- Wszyscy, naprawdę wszyscy, byli zjednoczeni w strajku - powiedział 31-letni piłkarz gazecie "France Soir".
- Jeśli byli piłkarze, którzy chcieli trenować, powinni to powiedzieć od razu. Ale jestem na 100% pewny, że nikt nie chciał, wszyscy wzięli udział w strajku dobrowolnie - dodał napastnik Chelsea Londyn.
- W RPA byliśmy jak bomba zegarowa. Jeśli nie ja powiedziałbym co myślę, to zrobiłby to ktoś inny. To musiało wybuchnąć - opowiadał piłkarz o atmosferze w kadrze podczas mistrzostw świata w RPA.
Jeremy Toulalan, kolega Anelki z kadry, potwierdził, ze nie było "niewolników" wśród piłkarzy: - Wszyscy brali udział w strajku i wszyscy powinni ponieść konsekwencje - mówił Toulalan.
- To pokazuje odwagę i siłę Jeremy'ego. Jestem dumny, że mogłem grać z nim w drużynie - skomentował Anelka.
Mniej sympatii Anelka ma dla Bixente Lizarazu, który stwierdził, że podczas mistrzostw w RPA Nicolas zachowywał się bardzo egoistycznie.
- Lizarazu? A kto to jest? - drwił napastnik Chelsea.
- On jest po prostu byłym piłkarzem, niedocenionym, sfrustrowanym, że większe sukcesy odnieśli Zidane i Dugarry - zakończył Anelka.
Anelka zostaje w Chelsea ?