Diego Maradona i wąsy Michała Listkiewicza - spotkanie w RPA

W 1990 roku Michał Listkiewicz był sędzią finału, w którym Argentyna Diego Maradony przegrała z Niemcami. Jak opowiada Sport.pl Listkiewicz, kilka dni temu na mundialu w RPA znów się spotkali. Maradona: ?Ale miałeś wtedy okropne wąsy". Listkiewcz: ?A ty jesteś starszy o 50 kilogramów!". W sobotę o 16 znów wielki mecz Argentyna - Niemcy. Listkiewicz kibicuje drużynie Maradony.

Zobacz jak Maradona pali cygaro na treningu ?

Robert Błoński: 8 lipca 1990 roku?

Michał Listkiewicz: Sędziowałem najważniejszy i najbardziej prestiżowy mecz w życiu, czyli finał piłkarskich mistrzostw świata.

Tuż przed finałem zostało zrobione pana najsłynniejsze zdjęcie. Z innymi sędziami i kapitanami drużyn: Maradoną i Matthaeusem.

- Zrobił je Darek Górski, syn Kazimierza Górskiego. Mam je do dziś i rozdaję, komu się da. Tylko muszę je wyretuszować, bo na widokówce jest napisane: "Michał Listkiewicz, prezes PZPN". Jak pan wie, jestem samochwała, więc po każdej wielkiej imprezie, w której uczestniczę, dodaję na pocztówkę logo tej imprezy. Widokówka wciąż robi furorę. Ludzie mówią, że teraz wyglądam młodziej niż na tym zdjęciu.

Bo zgolił Pan Wąsy?

No tak. W RPA byłem komisarzem meczu Argentyna - Grecja w Polokwame. I, tak jak 20 lat temu w rzymskim finale, wszedłem do argentyńskiej szatni sprawdzić paszporty i identyfikatory. Podszedłem do trenera i mówię: "Mister Maradona", a on od razu: "Jestem Diego". Wyciągnąłem więc tę widokówkę, popatrzył i się zdziwił: "No tak, jestem trochę starszy". Odpowiedziałem: "Ja też". I dopiero "zajarzył". Rzuciłem wtedy żart na granicy dobrego smaku: "Jesteś starszy o 50 kg". A on mi wypomniał te wąsy, że były okropne. I dodał, że źle im sędziowaliśmy, ale już nam wybaczył. Wyjął argentyńską koszulkę i podpisał się. Zapytał też, czy chcę autograf jakiegoś zawodnika. Chciałem, więc Diego mówi: "Chodź, tam siedzi taki jeden młokos". No i mam koszulkę Argentyny z autografem Maradony i Messiego. Będzie na jakiś cel charytatywny.

W sobotę Argentyna znowu gra z Niemcami. Tym razem o półfinał.

- Kibicuję drużynie Maradony, którego przed mundialem nie doceniałem jako szkoleniowca. Po tym, co zobaczyłem, zacząłem go szanować. Nie jest to trenerski Nikodem Dyzma.

Jak to się stało, że prowadził pan w 1990 roku finał, skoro był liniowym także w półfinale?

- Jechałem do Włoch pełen nadziei i zapału. Miałem 37 lat, młodszy był tylko Mikkelsen. Z każdym kolejnym meczem mój zapał gasł, bo na ani jedno spotkanie nie wyznaczono mnie jako głównego. Ale rozgoryczenie powoli przeszło w euforię, bo na linii przesędziowałem osiem meczów. Do dziś nikt nie pobił tego rekordu.

Po półfinałach wszyscy sędziowie przenieśli się do Rzymu. Dwa dni siedziałem na basenie i opalałem się. Przepocony strój leżał w pokoju. Dzień przed meczem podszedł do mnie Belg Alexis Ponnet, słynny sędzia, wtedy członek komisji sędziowskiej FIFA, i mówi: "Co ty tu robisz na słońcu? Jutro sędziujesz finał". Myślałem, że robi sobie jaja, ale uwierzyłem, kiedy pokazał mi oficjalne pismo. Popędziłem do pokoju. Strój wrzuciłem do wanny, wyprałem go w szamponie i rozwiesiłem na balkonie. Satysfakcję mam taką, że mieszczę się w nim do dziś.

Jak wyglądał dzień finału?

- Była nas czwórka: Meksykanin Codesal, Kolumbijczyk Hoyos, ja i Duńczyk Mikkelsen jako techniczny. Wieczorem przed meczem do pokoju przychodzili sędziowie z gratulacjami i proponowali po szklaneczce "za zdrowie i na szczęście". Wypijali sami. Rano Codesal powiedział: "Idziemy do mojego pokoju przygotować się do meczu mentalnie". I puścił na cały regulator latynoskie rytmy. Są fajne, ale ryczało tak, że butelki brzęczały w minibarku. W szatni na stadionie byliśmy dwie i pół godziny przed meczem i tam znowu nas katował tą muzyką.

Nie zastanawiał się pan, dlaczego był wtedy na linii aż w ośmiu meczach, w tym inauguracyjnym, półfinałowym z udziałem gospodarzy i finale?

- Pytałem, ale mnie zbywano. Raz tylko ktoś mi powiedział, że to zasługa Jana Pawła II, bo przed mundialem na prośbę FIFA pomogłem zorganizować audiencję dla sędziów. Gdy mnie zobaczył kardynał Dziwisz, spytał: "To pan jest ten Listkiewicz, co od dwóch miesięcy zawraca nam głowę audiencją?". Szef FIFA Joao Havelange i Sepp Blatter byli pod wrażeniem. Miałem zaszczyt przedstawić papieżowi wszystkich sędziów. Z każdym sędzią w jego języku rozmawiał kilka chwil. Na koniec Ojciec Święty powiedział, że żałuje, iż nie ma polskiej drużyny, więc ściska kciuki za polskiego sędziego. Ponoć miało to znaczenie przy obsadzie. W półfinale podniosłem chorągiewkę, kiedy na kilkunastocentymetrowym spalonym był Schilacci. Podniosłem intuicyjnie, nie mogłem wiedzieć, że się nie mylę, ale okazało się, że miałem rację. Opadła histeria, że sędziowie sprzyjają Włochom.

Co się działo po finale, w którym Argentyna przegrała po rzucie karnym z Niemcami?

- Argentyńscy piłkarze wpadli w amok. Krzyczeli jak diabli, wygrażali, kopali w drzwi naszej szatni. Nie znałem hiszpańskiego, zrozumiałem tylko jedno słowo: "mafia". Patrzyłem na Codesala, siedział blady jak ściana. Nie chodziło o to, że my sędziowie jesteśmy mafią, tylko, że argentyńska mafia znajdzie go w Meksyku. Podyktował karnego pięć minut przed końcem.

Maradona bawi się na treningu. Żeby obejrzeć kliknij zdjęcie

 

Wrażenia naszych specjalnych wysłanników do RPA - znajdziesz na blogach Rafała Steca i Michała Pola

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.