Mecz Brazylii z Holandią miał dwa oblicza.
- Najpierw podziwialiśmy najbardziej niezwykłą asystę na mundialu. Gdyby wymyślił ją ktoś inny, byłaby zaledwie znakomita, ale wyszła spod stóp Felipe Melo. Fani Juventusu musieli pospadać z foteli - numer wyciął Holendrom facet, który przez cały sezon w turyńskim grał jakby dowidział na maksymalnie dwa metry i każdym dłuższym podaniem uruchamiał maszynę losującą. Tutaj piłka frunęła i frunęła, mijając wielu rywali - pisze na swoim blogu Rafał Stec.nbsp
- To mógł być kolejny wielki triumf Dungi. Upierał się brazylijski selekcjoner, by wznosić kanarkową fortecę - namiętnie stawiał na graczy defensywnych, dziś nawet po prawym skrzydle nie biegał skrzydłowy, lecz prawy obrońca. Rodacy ujadali, prychali na zwycięstwa w paskudnym stylu, Dunga ignorował ich z imponującym spokojem. I dzisiejszy wybryk Melo zwiastował, że ćwierćfinał znów potwierdzi wszystkie wybory trenera. Potwierdzał je cały mundial. Nawet w napadzie - przez mur koreański przebił się fenomenalnym golem obrońca Maicon, Chilijczyków złamał obrońca Juan, teraz Holendrów napoczął wybitnie obronny Melo - pisze wysłannik Sport.pl i "Gazety" do RPA.
- Niestety dla Dungi, prędko wrócił dawny Melo. Najpierw pierwszy w historii mundiali (!) brazylijski samobój, potem czerwona kartka za ślepą brutalność - to się mogło przytrafić tylko jemu, bohaterowi najgłośniejszej klapy transferowej w Serie A minionego sezonu. Nikt w jednym meczu nie przeżył na turnieju w RPA więcej niż on. Holandia nie musiała robić nic, miażdżącą przewagę jej podarował - po kopnięciu Sneijdera włożył głowę tam, gdzie nie wolno, potem podeptał udo Robbena - relacjonuje Rafał Stec.
Szpakowski i inni: Brazylia odpadła na własne życzenie. Holandia na mistrza!
- Po czerwonej kartce "Canarinhos" stali się szokująco bezbronni i bezzębni zarazem. Wielkie współczesne drużyny nawet pomimo liczebnej przewagi rywala potrafią prowadzić normalny atak pozycyjny. Brazylijczycy stanęli rozstrzeleni po wszystkich kątach boiska, wpadli w popłoch (co widzieliśmy w niedokładnych podaniach), zaczęli nadużywać dalekich przerzutów i solowych rajdów. Wyglądało, że nie mają planu. Ta nagła utrata równowagi, ugięcie się pod pierwszymi poważnymi kłopotami to wielka klęska trenera. Brazylia wróciła do schyłku mrocznych lat 80. - to wtedy ostatnio z dwóch turniejów z rzędu wracała przed półfinałem - przypomina dziennikarz Sport.pl.
Cały wpis czytaj na blogu Rafała Steca ?