RPA 2010. Dojrzała pomarańcza

Holandia wbiła się do 1/8 finału z trzema zwycięstwami, bez gola straconego z gry i z uśpionymi gwiazdami. O ćwierćfinał zagra w poniedziałek ze Słowacją

Tylko raz drużyna Berta van Marwijka była wczoraj bliska stracenia pierwszego miejsca w grupie. Tuż po drugim golu dla Japonii, w Kapsztadzie bramkę dla Kamerunu mógł zdobyć Jean Makoun. Gdyby trafił i wyniki się nie zmieniły, Azjaci wygraliby grupę. Nie trafił, dopiero w drugiej połowie gola dla Kamerunu strzelił z rzutu karnego Samuel Eto'o.

Pierwszego punktu na mundialu w RPA zespół Paula Le Guena jednak nie zdobył. Z drużyn, które już zakończyły turniej, zaprezentował się najgorzej.

Piłkarze, których kibice oglądają co tydzień w najlepszych europejskich ligach, do RPA wysłali swoje nieudolne kopie. W dodatku Le Guen nie potrafił się nimi dogadać, ani ustawić. Przed meczem z Holandią Alex Song z Arsenalu opowiadał, że w drużynie panuje fatalna atmosfera, a poziom ego niektórych piłkarzy osiągnął niewyobrażalne rozmiary.

Zazwyczaj po wielkich turniejach, ostatnie dwa zdania służyły za wymówkę reprezentantom Holandii. Tym razem jednak "Pomarańczowi" prawdopodobnie do RPA swoich wad nie zabrali, przynajmniej na razie nie objawiła się ani jedna. Nikt nie narzeka, że gra mało, pod pokojem selekcjonera Berta van Marwijka nie wystają pielgrzymki piłkarzy, by powiedzieć mu, kogo powinien do składu wstawić, a kogo wyrzucić, obywa się też bez sugestii dotyczących taktyki.

Jeszcze bardziej nieholendersko piłkarze zachowują się na boisku. Do ich gry zaczęły pasować takie słowa jak "rozsądek", "mądrość" i "rozwaga". Zupełnie jakby dorośli, z rozbrykanego nastolatka, rozbijającego się po nocy kabrioletem, zamienili się w dżentelmena z cylindrem i laską, przemierzającego się po ulicach limuzyną.

Każdy oglądający mecz w Kapsztadzie zdawał sobie sprawę, że fantastycznie utalentowani piłkarze w białych koszulkach potrafią rozegrać piłkę szybciej, podawać efektowniej i strzelać bardziej fikuśnie. Ale w futbolu bardziej niż indywidualne popisy ceni się efekt, czego Holendrzy uczyli się przez dziesiątki lat i w końcu zdają się tę prostą prawdę zrozumieć. Gwiazdy zrezygnowały więc z zagrań, które gwarantowały im klikanie w serwisie Youtube, a skupiły na kopnięciach najbardziej potrzebnych drużynie.

Wcześniej piłkarz Oranje, niezależnie od okoliczności, zawsze wybierał zagranie najtrudniejsze i najefektowniejsze z możliwych. Teraz wybiera najskuteczniejsze, co oczywiście nie oznacza całkowitej rezygnacji z efekciarstwa. Przy golu Dirk Kuyt przeskoczył nad piłką podaną do van Persiego.

Takich fajerwerków odpalono niewiele. Kibice, w zdecydowanej większości pomarańczowi, zaczęli się nudzić już po kilku minutach, w kolejce po hamburgery ustawili na długo przed końcem pierwszej połowy. Ożywili się dopiero na 20 minut przed końcem, gdy na boisko wchodził Arjen Robben. Skrzydłowy Bayernu zagrał pierwszy mecz na MŚ w RPA. Był ostatnim, który jeszcze nie pokazał, że przeszedł przemianę. Z nim będzie ciężko. Na kilka minut przed końcem, zamiast podać do lepiej ustawionego Klaasa Jana Huntelaara, zatrzymał się, cofnął i uderzył zza pola karnego. Piłka trafiła w słupek, a napastnik Milanu ją dobił. U niego poprawy nie widać. Ale być może van Marwijk uznał Robbena za przypadek na tyle ciężki i nieuleczalny, że jego nowe zasady nie objęły. Jedna piłkarski egoista w drużynie może się przydać.

Jeśli Holandia pokona Słowację, w ćwierćfinale może trafić m.in. na Portugalię, Brazylię czy Hiszpanię. Gdy inne sposoby zawiodą, zawsze piłkę będzie można podać Robbenowi, by zaczął z nią czynić cuda.

Wrażenia naszych specjalnych wysłanników do RPA - znajdziesz na blogach Rafała Steca i Michała Pola

Więcej o:
Copyright © Agora SA