Tylko zwycięstwo daje Anglikom pewność awansu do 1/8 finału. Przy remisie ich szanse oparte są głównie na matematyce.
Nie tak miało być. Kibice spodziewali się, że po dwóch meczach ich drużyna zapewni sobie występy w fazie pucharowej, a ze Słowenią Capello wystawi rezerwy. USA, Algieria i Słowenia wydawały się przeciwnikami, których wyspiarze zmiażdżą, nawet jeśli 64-letni Włoch spełniłby marzenia Wayne'a Rooneya i wystawił go na bramce. Brukowiec "The Sun" nazwał mundialowych przeciwników "najlepszą angielską grupą od czasu The Beatles".
Mało komu starczało umysłu, by wyobrazić sobie, że ze Słowenią piłkarze zagrają także o głowę trenera. Działacze angielskiej federacji twierdzą, że jeśli reprezentacji nie uda się awansować, Capello zrezygnuje. Na mundialowe rozstrzygnięcia czeka Roy Hodgson, który w ostatnim sezonie doprowadził Fulham do finału Ligi Europejskiej. Anglik dostał także propozycję z Liverpoolu.
Bojowa atmosfera na zgrupowaniu Anglików rozbiła się w drzazgi kilka dni temu. Remis na inaugurację z Amerykanami nikogo jeszcze nie przeraził, bo trzy punkty zostały stracone przez błąd bramkarza Roberta Greena. Dopiero fatalny, zakończony bezbramkowym remisem występ z Algierią rozpoczął poszukiwania źródeł słabej formy.
- To kwestia mentalności. Czasami, gdy jesteś pod tak dużą presją, nogi nie pracują normalnie. Mam nadzieję, że ze Słowenią zobaczę zespół, który pamiętam z eliminacji - tłumaczy Capello. - Oczekiwania mogą sprawiać, że piłkarze nie grają na swoim poziomie - uważa Alex Ferguson. Trener Manchesteru United dzwonił kilka dni temu do zawodzącego w RPA Rooneya. - Powiedziałem mu, żeby się zrelaksował i czerpał przyjemność z gry - mówi Szkot.
Nie wszyscy kupują wyjaśnienia szkoleniowców, bo angielscy piłkarze z presją wchodzą nawet pod prysznic. Przez cały rok media i kibice wymagają od nich cudów w Premier League i Lidze Mistrzów. Od miesięcy wiedzieli, że w RPA oczekiwania sięgną awansu do półfinału. Capello twierdzi jednak, że poza głowami wszystko u jego piłkarzy działa świetnie, nie ma mowy o słabym przygotowaniu fizycznym.
Gdyby jego obowiązki przed meczem ze Słoweńcami ograniczały się tylko do gmerania w głowach piłkarzy, nie byłoby problemu. Prawdziwy kłopot narodził się w niedzielę, gdy John Terry wypalił, że drużyna chce zorganizować spotkanie z selekcjonerem, by oczyścić atmosferę. Obrońca Chelsea narzekał na taktykę i styl pracy Włocha. Sugerował zmianę ustawienia na 4-5-1 i wstawienie do pierwszej jedenastki Joe Cole'a, twierdził, że wypowiada się w imieniu drużyny. Na spotkaniu okazało się, że jest sam, a koledzy są na niego wściekli, że mówił o problemach reprezentacji publicznie.
Terry w lutym stracił opaskę kapitana, bo brukowce ujawniły jego romans z dziewczyną kolegi z klubu Wayne'a Bridge'a. - Dla mnie nic się nie zmieniło. Na zgrupowaniu, w szatni i poza boiskiem będę zachowywał się tak samo. Urodziłem się, by robić takie rzeczy - mówił 30-letni piłkarz. W Chelsea wolno mu wszystko, jego władzę ogranicza tylko właściciel klubu Roman Abramowicz. Gdy Terry'emu przestały podobać się treningi trenera Luiza Felipe Scolariego, wymusił zwolnienie Brazylijczyka, według byłego kolegi z Chelsea Claude'a Makelele przyłożył też rękę do wyrzucenia Jose Mourinho.
W reprezentacji Capello walkę o władzę wygrał szybko. - John popełnił duży błąd. Na szczęście czasami z takich dużych błędów biorą się świetne występy - powiedział trener.
Prasa spekuluje, że gdyby tylko mógł, zostawiłby Terry'ego na ławce. Nie może, bo przez kartki i kontuzje, partnerem obrońcy Chelsea będzie dziś Matthew Upson z West Hamu, który w ostatnim sezonie ledwie uratował się przed spadkiem z Premier League.
Terry przeprosił za swoje słowa, ale jeśli Anglicy nie zdołają awansować, piłkarz Chelsea zostanie uznany za jednego z głównych winowajców klęski. Jeśli wygrają ze Słowenią, zaczną kombinować. Od wyników środowych meczów grupy D zależy, na kogo wpadną w 1/8 finału. W najgorszym dla nich wypadku trafią na Niemców, z którymi wyjątkowo grać nie lubią.
Czytaj więcej w specjalnym serwisie o mundialowych wyczynach Anglii