Mundial 2010. Przed meczem RPA - Urugwaj. Wuwuzele, grajcie głośniej!

W środę o 20.30 w grupie A mecz RPA - Urugwaj. Pod pole karne reprezentacji RPA podejdzie najbardziej bramkostrzelny atak na mundialu, ale fani gospodarzy, których żywiołem jest euforia, zapomnieli już, że ich piłkarze stracili gola w inauguracji - pisze z Pretorii korespondent Sport.pl Rafał Stec.

O stratach zapomnieli pięć minut po meczu z Meksykiem. Kiedy opuszczaliśmy w piątek johannesburski stadion Soccer City, zataczali się pijani ze szczęścia, choć dla drużyny mierzącej w wyjście z grupy remis był wynikiem co najwyżej średnim. Otwarcie oglądało 10 mln widzów, czyli 87 proc. wszystkich siedzących tamtego wieczoru przed południowoafrykańskimi telewizorami.

Karnawał trwa. Ci, którzy kwestionowali sens wydawania setek milionów na stadiony, rozanieleni przyznają, że było warto. Ci, których futbol zajmował dotąd niespecjalnie, wyznają, że popis reprezentacji był bardziej porywający od najdzikszych snów. Spotkałem dotąd zaledwie jednego nie całkiem usatysfakcjonowanego tubylca - piłkarzy chwalił, lecz oczekiwał, że obejrzą mecz Niemców, wyciągną z niego wnioski i też postawią na frontalny atak.

Strzelec pięknego inauguracyjnego gola Siphiwe Tshabalala, którego koszulka z meczu otwarcia została już oprawiona w ramę, do zatracenia opowiada, jak musiał się szczypać jeszcze na murawie, by uwierzyć w to, czego dokonał. A Katlego Mphela wciąż wspomina, jak serce podeszło mu do gardła, gdy kopnięta przezeń w ostatnich sekundach piłka zdawała się sunąć w kierunku bramki. Niestety, odbiła się od słupka, więc nie zasnął potem do świtu.

Entuzjazm bez granic

jest dla mieszkańców centralnego regionu Gauteng mundialowym stanem permanentnym, już ponad 80 proc. przepytywanych w sondażach wyraża przekonanie, że piłkarze RPA awansują do drugiej rundy. Ci ostatni też nabrali śmiałości i obiecują grę lepszą niż przeciw Meksykowi, bo - jak powtarzają - wyjdą na boisko zrelaksowani, uspokojeni obiecującym startem i napędzani szaleństwem rodaków. W piątek musiały minąć dwa kwadranse, zanim uporali się z tremą.

- Chcemy, by 16 czerwca, tak ważna data w historii kraju, został zapamiętany także z naszego powodu - mówi rozgrywający Steven Pienaar. Piłkarze RPA zagrają w Dniu Młodzieży, który upamiętnia krwawo stłumiony bunt czarnoskórych uczniów z Soweto z 1976 roku. Strajkowali oni wówczas przeciw decyzji rasistowskiego, białego rządu wprowadzającej obowiązek nauczania w języku afrykanerskim (wcześniej lekcje odbywały się po angielsku) utożsamianym z apartheidem.

Piłkarze gospodarzy czują się pewnie, bo nabrali przekonania, że Carlos Alberto Parreira zdołał osiągnąć swój główny cel - naładować ich mocą pozwalającą biegać do utraty tchu przez pełne 90 minut. Tshabalala twierdzi, że dzięki trzem obozom przygotowawczym z selekcjonerem (ten karierę w futbolu zaczynał jako specjalista od przygotowania fizycznego) czuje się wytrzymalszy niż kiedykolwiek wcześniej, skrajnie wymagający wysiłek daje mu rozkosz i jest gotów znosić ból, jakiego dotąd nie znał. Brazylijski trener w rewanżu ujawnia, że według jego wyliczeń Tshabalala biega po murawie więcej niż wszyscy uczestnicy MŚ.

Partner tego ostatniego z bramki Itumeleng Khune - inny bohater inauguracji - spojrzy w oczy napastników, jakich dawno z bliska nie widział. Urugwajczycy już po raz trzeci z rzędu zremisowali z Francją 0:0, co powinno brzmieć o tyle sensacyjnie, że tylko Argentyna wystawia skuteczniejszych niż oni napastników.

Oszałamiający sezon przeżył

zwłaszcza Luis Suarez, który w 48 meczach Ajaksu Amsterdam strzelił 49 goli. Wycenić snajperskie dokonania w lidze holenderskiej trudno - co pewien czas wpadają w tamtejsze pola karne atakujący nienasyceni, wypracowujący niewiarygodne statystyki, ale kiedy przeniosą się tam, gdzie obrońcy przyklejają im się do koszulek i mają twardsze kości, tracą cały zapał. Wystarczy wspomnieć rozczarowujące kariery Mateji Kezmana, Klaasa-Jana Huntelaara czy Afonso Alvesa - rozszalałych w Eredivisie, cichutkich za granicą.

Tyle że akurat w drużynie RPA Suareza nie przyskrzynią defensorzy potężniejsi niż ci z muraw holenderskich.

Diego Forlan, którego w przeszłości wypchnął z Manchesteru United sam Alex Ferguson, jakichkolwiek kompleksów pozbył się dawno temu. Tytuł króla strzelców zdobywał w lidze hiszpańskiej dwukrotnie, a gdyby nie mistyczny - i przeklęty - związek łączący go ze słupkami i poprzeczkami, pewnie królowałby jeszcze częściej. Przyjechał po fantastycznym sezonie klubowym (jego bramki dały Atletico Madryt triumf w Lidze Europejskiej), w piątek wybrano go na najlepszego gracza meczu z Francją. Jeśli zdoła osiągnąć mundialowy sukces z Urugwajem, stanie się - już bezdyskusyjnie - nie tylko najwybitniejszym futbolistą w swoim kraju od czasów Enzo Francescolego.

Suarez z Forlanem tworzą duet kanonierów, jakiego nie ma w RPA prawie żadna reprezentacja. Razem ustrzelili w sezonie klubowym goli 72. Więcej niż najskuteczniejsi Brazylijczycy, Hiszpanie, Niemcy i wszyscy inni potentaci, wyjąwszy fenomenalnych Argentyńczyków Messiego oraz Milito (77), którzy mają jeszcze Higuaina i Teveza (obaj po 29 trafień).

Ale nawet Urugwajczycy narzekają na południowoafrykańskie trąbki i nową piłkę, tymczasem wśród gospodarzy już nawet Parreirze, dotąd powściągliwemu i zdezorientowanemu nieumiarkowaniem tubylców, udziela się entuzjazm całej RPA. - Kochamy jabulani, którą trenujemy od marca, kochamy wuwuzele, które nas nakręcają - mówił na wtorkowej konferencji. W jego drużynie trochę narzeka tylko bramkarz Khune. Jego zdaniem wuwuzele nie były na razie wystarczająco głośne.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.