- Proszę, niech moje marzenie się spełni - śpiewa w reklamówce "The Sun" były trener reprezentacji Anglii Terry Venables. To fragment przerobionego przeboju Elvisa Presleya "If I Can Dream". Gdy Venables dochodzi do refrenu, z murawy stadionu Wembley wyłania się logo angielskiej reprezentacji, z dwoma gwiazdkami oznaczającymi tytuły mistrza świata.
Anglicy faworytami ogłaszają się przed każdym wielkim turniejem. Niezależnie od formy piłkarzy, trenera i stylu gry, wierzą, że stać ich na powtórzenie sukcesu z 1966 r., gdy jedyny raz zdobyli mistrzostwo. Tamten sukces obrósł legendą, można mieć wrażenie, że finał z Niemcami oglądało na Wembley nie 98 tys. widzów, ale cały kraj. Po każdych mistrzostwach świata Anglicy są zmuszeni pocieszać się widokiem wznoszącego Puchar Świata Bobby'ego Moore'a, bo jego następcy zawodzą. Od 1966 r. tylko raz przedarli się do półfinału mundialu, na trzy w ogóle nie pojechali.
W RPA oczekiwania Anglików znów sięgają triumfu. Mało kto zajmuje się wadami reprezentacji. Ucichł permanentny kłopot z bramkarzami, choć zestaw wybrany przez Capello powinien wywoływać u kibiców strach. Angielskich specjalistów od łapania piłki nie sposób zaliczyć do najlepszych w Premier League. Czołowe kluby defekt dostrzegły już dawno, w większości nawet na ławkach sadzają cudzoziemców.
Nie słychać też lamentów nad brakiem odpowiednich zmienników. Za pierwszą jedenastką czają się piłkarze, których nie sposób zaliczyć do europejskiej czołówki. Trudno sobie wyobrazić, by miejsce w kadrze innych faworytów - Hiszpanów i Brazylijczyków - wywalczyli tacy piłkarze jak Emile Heskey czy Shaun Wright-Phillips.
Wszystkie te argumenty Anglicy zbijają nazwiskami Fabia Capello i Wayne'a Rooneya. Wierzą, że oni doprowadzą złote pokolenie angielskiego futbolu, obżarte sukcesami w piłce klubowej, do triumfu w RPA. Włoch przez całą karierę wyrobił sobie opinię zwycięzcy. Z jego dorobkiem niewykluczone, że nawet Cracovię doprowadziłby do półfinału LM, a z Lechem i Wisłą niechybnie by wygrał.
Do RPA Capello zabrał kadrę piłkarzy spełnionych, ze średnią wieku bliską 29 lat. Starszego zespołu na mundialu nie ma.
Rooney od lat namaszczany jest na lidera zespołu, Anglicy szczycą się jego talentem, stawiają obok Cristiana Ronaldo i Leo Messiego. - Ma dotyk anioła i oko zabójcy. To talizman - pisze Jamie Redknapp, były reprezentacyjny pomocnik.
Pierwszy poważny test czeka Anglików już w sobotę. Amerykanie już dawno przestali być uważani za outsiderów, na zeszłorocznym Pucharze Konfederacji pokonali Hiszpanię, a w finale prowadzili z Brazylią 2:0, by przegrać 2:3. Brakuje im indywidualności i gwiazd, trener Bob Bradley wybiera z piłkarzy, którzy nie decydują o losie swoich średnich europejskich klubów. Lider zespołu Landon Donovan próbował podbić Stary Kontynent w Bayerze i Bayernie, udało mu się dopiero kilka miesięcy temu w Evertonie. - Nie widzę powodów, dla których mielibyśmy nie pokonać Anglików - mówi 28-letni skrzydłowy.
Żadnemu z jego kolegów nie sposób jednak odmówić piłkarskiej klasy, wyszkolenia i wiary w sukces, która mogłaby rozsadzić stadion w Rustenburgu. Wyśmiewany w Anglii obrońca West Hamu Jonathan Spector po założeniu reprezentacyjnej koszulki zdaje się zyskiwać nowe siły, nagle zaczynają mu wychodzić rzeczy, o które nikt go nie podejrzewa.
- Sobotnie spotkanie jest dla nas najłatwiejszym w fazie grupowej, bo nikt nie oczekuje od nas wygranej - mówi Spector.
Nikt nie spodziewa się też po Amerykanach powrotu z mistrzostwem świata. Ale piłkarze zdają sobie sprawę z mentalności rodaków. - W naszym kraju kocha się zwycięzców, dlatego postaramy się zrobić w RPA coś specjalnego - mówi kapitan Carlos Bocanegra.
Miał na myśli zwycięstwo z Anglią? 60 lat temu też nikt nie stawiał na Amerykanów, a na mundialu w Brazylii zespół złożony głównie z amatorów pokonał Anglików 1:0. Zwycięską bramkę zdobył pracujący "na zmywaku" Joe Gaetjens. W USA nazywają ten mecz "cudem na trawie". Jeśli dziś Amerykanie znów wygrają, nikt nie wytłumaczy już tego siłami nadprzyrodzonymi.
angielskich przekleństw nauczyli się brazylijscy sędziowie meczu z USA. Ich uszy mają być szczególnie wyczulone na przeklinającego jak szewc Wayne'a Rooney'a. Anglik ostatnio ciut się uspokoił, ostatnią żółtą kartę w kadrze zobaczył
meczów temu, w meczu z... USA