Finał NBA. Lakers lepsi w meczu nr 1

Kobe Bryant zdobył 30 punktów, a Los Angeles Lakers pokonali w pierwszym meczu finału NBA Boston Celtics 102:89. 23 punkty i 14 zbiórek miał Pau Gasol. Rywalizacja toczy się do czterech zwycięstw, mecz numer dwa w niedzielę.

Blog Ceglińskiego: Gasol miękki, Gasol twardy

Blog Owczarka: Siłacz Gasol vs cień Garnetta

Zobacz skrót meczu Lakers - Celtics na zczuba tv ?

Nie tak wyobrażali sobie kibice Celtics początek finałowej rywalizacji. Ich zespół po wyeliminowaniu dwóch najlepszych drużyn Konferencji Wschodniej (Cleveland Cavaliers i Orlando Magic) mimo braku przewagi własnego parkietu przez wielu uważany był za faworyta finałowego starcia z Lakers. W czwartek gracze Celtics zawiedli.

Obrona, która była ich firmowym znakiem w trzech pierwszych rundach, teraz nie istniała. Wyrównana pierwsza piątka - zagrała równie słabo. Rezerwowi? Niewiele pomogli. Lakers dominowali od samego początku, w trzeciej kwarcie odskoczyli na 20 punktów i stało się jasne, że tego meczu łatwo nie oddadzą. I nie oddali.

- Lakers byli dziś bardziej agresywni. Zniszczyli nas na deskach [wygrali zbiórki 42:31], nie mogliśmy w ogóle złapać rytmu. Nasza obrona? Była okropna, ale to także "zasługa" naszych rywali, którzy świetnie dzielili się piłką - mówił po meczu Doc Rivers, trener Celtics.

Po raz 12. w tych play-off i piąty z rzędu przynajmniej 30 punktów zdobył Bryant. Z liderem Lakers nie radzili sobie ani Ray Allen, ani Paul Pierce, ani Tony Allen. Bryant oprócz 30 punktów miał też siedem zbiórek i sześć asyst. Trafiał niesamowite rzuty - gdy w drugiej kwarcie mimo asysty dwóch obrońców nie spudłował z sześciu metrów, rezerwowi Celtics tylko spuścili głowy. - Zrobiliśmy kawał dobrej roboty w obronie, a atak przyszedł sam - powiedział po meczu Bryant. Ale Lakers mieli także dwóch innych wielkich bohaterów - Pau Gasola i Rona Artesta.

Phil Jackson przed rozpoczęciem finałowej rywalizacji mówił, że o mistrzowskich pierścieniach zadecyduje starcie pod koszem Gasola z Kevinem Garnettem. Hiszpan na razie jest lepszy. W meczu nr 1 był niesamowicie aktywny w ataku, cierpliwy w obronie i jak zwykle wszechstronny. Zdobył 23 punkty, miał 14 zbiórek oraz po trzy asysty i bloki.

Ale najbardziej spektakularna była jego gra przeciwko Garnettowi. Skrzydłowy Celtics spudłował swoje pierwsze trzy rzuty z gry, dał się stłamsić Gasolowi pod koszem. Zdobył w sumie 16 punktów, ale na Hiszpana nie miał pomysłu. - Pau zagrał dziś wspaniały mecz. To jak się poruszał po parkiecie, jak był aktywny, było dla nas bardzo ważne - mówił po meczu trener Lakers.

Ważną postacią Lakers był też Artest. On miał za zadanie zatrzymać Pierce'a i wywiązał się z niego więcej niż dobrze. Pierce zakończył mecz co prawda z 24 punktami (najwięcej w Celtics), ale połowę z nich zdobył z linii rzutów wolnych. Przez trzy pierwsze kwarty trafił tylko trzy rzuty z gry. Artest podążał jak cień za Pierce'm i przyniosło to skutek. Od pierwszych sekund skrzydłowy Celtics nie miał nawet centymetra wolnego miejsca na parkiecie. Obaj już w pierwszej akcji przeciwko sobie urządzili małe zapasy, co skończyło się przewinieniami technicznymi dla obu. Wojnę nerwów w pierwszym meczu wygrał Artest, dołożył do tego jeszcze swoją skuteczną grę w ataku (15 pkt, w tym trzy trójki), dzięki czemu Lakers łatwiej szło powiększanie przewagi. - Ron to świetny obrońca, bardzo go szanuję. Co mogę więcej powiedzieć? - mówił Pierce na konferencji prasowej.

Pomysły Lakers na Celtics (m.in. krycie Rajona Rondo przez Bryanta) sprawdziły się także dlatego, że problem z faulami miał Ray Allen. Wyborowy strzelec już po pięciu minutach miał dwa faule, końcówkę meczu grał z pięcioma przewinieniami, cały czas musiał być ostrożny. Odbiło się to na jego grze w ataku - 3/8 z gry i tylko 12 punktów.

W Celtics zawiódł Rondo, który początkowo wykorzystywał to, że krył go Bryant, ale z upływem czasu gasł, nie mógł odnaleźć swojego rytmu z dwóch poprzednich rund. 13 punktów, osiem asyst i sześć zbiórek to nie są złe osiągnięcia statystyczne, jednak było widać, że Rondo nie miał pod kontrolą tego, co działo się na parkiecie.

Celtics prowadzili tylko raz - 2:0 na samym początku po punktach Rondo. Później dominowali Lakers. Szybko wyszli na sześć punktów (16:10), później tylko trzymali dystans. Gdy Celtics doszli na jeden punkt (31:32), niesamowity rzut z sześciu metrów trafił Bryant, a rezerwowi Celtics tylko spuścili bezradnie głowy. Po kontrach Artesta i punktach Fishera Lakers prowadzili 11 punktami, ale rzut równo z syreną Rondo zmniejszył straty do dziewięciu po pierwszej połowie.

Trzecia kwarta to popis gry Bryanta i Lakers, którzy wygrali ten fragment meczu 34:23 i przejęli totalną kontrolę nad meczem. Celtics jeszcze zerwali się na początku czwartej kwarty, wygrali otwarcie 10:1, ale na mniej niż 11 punktów nie doszli. Wynik trójką trzy sekundy przed końcem meczu ustalił Bryant. - W tej chwili nic się nie liczy, tylko mistrzostwo - mówił w telewizji ABC tuż po końcowej syrenie najskuteczniejszy gracz meczu.

Lakers w rywalizacji do czterech zwycięstw prowadzą 1:0. Mecz numer dwa w niedzielę także w Los Angeles. Transmisja od godz. 2 w nocy w Canal+ Sport.

Lakers czy Celtics? Wynik finału typują dziennikarze Sport.pl

Kto był najważniejszym graczem Lakers w meczu nr 1?
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.