Sikora wreszcie nie miał powodów do narzekania - pogoda była w niedzielę idealna, z pięknym słońcem i delikatnym mrozem, 24. numer startowy też nie powinien uwierać, jak ostatnio pechowa "jedynka" na 20 km. Sikora zawsze powtarzał, że lubi ścigać się w biegu ze startu wspólnego, bo lubi biec w grupie, gdy ma rywali na wyciągnięcie ręki.
Na wyciągnięcie ręki miał ich jednak w niedzielę tylko do pierwszej wizyty na strzelnicy, gdy fatalnie przestrzelił. I to aż dwukrotnie. Tak źle nie zaczął nikt i Polak momentalnie spadł na ostatnie, 30. miejsce. Na drugim strzelaniu, znów w pozycji leżącej, pomylił się jeszcze raz. Biegł wtedy na 29. pozycji, a tuż przed nim przebierał kijkami Ole Einar Bjoerndalen, który też tego dnia strzelał katastrofalnie (w sumie aż siedem pudeł!). Dwóch rówieśników, wielkich rywali, miało bić się o medale, a spotkali się, walcząc o wydostanie się z przepaści ostatnich miejsc.
Sikora się wydostał, bo w pozycji stojącej już nie pudłował, a do tego tradycyjnie już w Whistler biegł bardzo szybko - miał trzeci wynik na trasie. Do mety dobiegł ostatecznie na 11. miejscu, co dla niego, marzącego na koniec kariery o złocie lub choć medalu, było porażką bardzo bolesną.
Wygrał lider rosyjskiej ekipy Jewgienij Ustiugow, który w tym sezonie był już przez moment liderem PŚ. Nie pomylił się na strzelnicy ani razy, a do tego jeszcze biegł na tyle dobrze, by wytrzymać atak Francuza Martina Fourcade'a, który na ostatnich metrach włączył turbodoładowanie i wyszarpał srebro. Brąz zdobył Słowak Pavol Hurajt, co jest sensacją umiarkowaną, biorąc pod uwagę jego wcześniejsze dobre biegi w Whistler. Słowacy, którzy zbudowali swoją kadrę wokół zaimportowanej od Rosjan liderki, złotej medalistki na 7,5 km, Anastazji Kuzminy, chodzili w niedzielę wokół biatlonowej prasy dumni jak pawie.
Tomasz Sikora przyszedł do polskich dziennikarzy przygnębiony, z porażką wymalowaną w oczach. - Jestem zawiedziony, rozczarowany. Biegowo przygotowany byłem perfekcyjnie, ale przegrałem medale przez strzelanie. Znów starałem się strzelać wolno, a i tak nie ustrzegłem się błędów. Znów wyrzucałem strzały za bardzo do góry. Nie umiem tego wytłumaczyć - wzdychał Sikora. - Na treningach przed igrzyskami we włoskiej Anterselvie strzelałem bardzo dobrze, ale już się wtedy bałem, że przyjedzie jakieś załamanie, bo ja nigdy nie strzelam równo cały czas. I załamanie przyszło na igrzyskach - opowiadał Polak.
Mówił też, o pokoleniowej zmianie w biatlonie, o tym, że zmienia się technika, że młodzi zawodnicy są jak karabiny maszynowe. 22-letni Fourcade też zaliczył trzy pudła, ale na strzelnicy tracił niewiele, bo potrafił spędzić na niej o 10 sekund mniej od Sikory. Podobnie automatycznie strzela np. Austriak Simon Eder. Od Edera próbował się uczyć Bjoerndalen, trenował dużo razem z Austriakiem, ale się nie nauczył. Norweg też jest strzelcem starej daty, a ich czas chyba bezpowrotnie przemija. Bjoerdnalen był w niedzielę 27. - Ja też się już nie nauczę - skwitował smutno Sikora.
Jak biegł Sikora? Sprawdź w relacji Zczuba i na żywo ?