Trzy bandaże na nogach, wielki miś koala w jednej ręce i puchar za zwycięstwo w drugiej - tak pozowała do zdjęć Serena po finale.
Belgijska bajka o zwycięstwie Henin skończyła się na początku trzeciego seta, gdy Serena ryknęła jak lew wrzucając w kort piłkę-bombę atomową, która zniknęła gdzieś pod ścianą zanim Justine zdążyła jej się dobrze przyjrzeć. Chwilę później Serena posłała asa z drugiego serwisu (!) i wykonała całym ciałem serię gestów, których wymowa była mniej więcej taka: "Prędzej umrę, niż przegram".
Henin miała w tym finale swoje pięć minut, gdy w połowie drugiego seta zaczęła nagle trafiać wszystko. Jej forhendy lądowały na liniach, a genialne jednoręczne bekhendy wywoływały ekstazę na trybunach. Przez chwilę świetnie działał też serwis, który przez resztę meczu nie był jednak dużym zagrożeniem dla Amerykanki. Serena sprawiała przez moment wrażenie zgaszonej, wycofanej, przypominała "śniętą rybkę", jak powiedziałby trener Radwański. Belgijka wygrała podczas tej drzemki Sereny 15 piłek z rzędu - od stanu 3:3 w drugim secie, wyszła na 6:3 i 1:0 w trzecim.
Ale Serena, to Serena. Nigdy się nie poddaje, zawsze walczy do końca. Amerykanka jeszcze nigdy w życiu nie przegrała w Australii meczu, w którym wygrała pierwszego seta (bilans 40-0). Nie inaczej było tym razem. Serena miała przeciwko sobie kibiców - 4/5 fanów na Rod Laver Arena wspierało Henin, powinna też być bardziej zmęczona - na korcie spędziła o wiele godzin więcej niż Belgijka, grając nieco cięższy ćwierćfinał, znacznie trudniejszy półfinał i sześć dodatkowych meczów w deblu. Pamiątką po tych męczarniach Sereny były trzy potężne opatrunki na nogach Amerykanki.
W trzecim secie Henin popełniała jednak za dużo błędów, była spięta, nie umiała wygrać własnego serwisu - niska skuteczność pierwszego podania była gwoździem do belgijskiej trumny. Amerykanka zaproszenie do ataku przyjęła i w końcówce zniszczyła Belgijkę bardzo szybko.
- Henin zaimponowała na początku większą agresją, starała się grać bardzo ofensywnie, ale za słabo serwowała i w końcu dała się zdominować Serenie. Justine serwowała prawie zawsze przez środek, co było zbyt czytelne dla Sereny, która przełamywała ją cały czas w trzecim secie - komentowała Mary Carillo, ekspert ESPN.
- Gratulacje dla Sereny, wygrała zasłużenie. Jest prawdziwą mistrzynią - powiedziała Henin podczas ceremonii wręczenia nagród. - Justine, zmusiłaś mnie do maksymalnego wysiłku, to był bardzo zacięty mecz. Wspaniały turniej w twoim wykonaniu - gratulowała rywalce Serena, która wygrała Australian Open po raz piąty, ale złamała klątwę, bo po 2003, 2005, 2007 i 2009, zwyciężyła wreszcie w roku parzystym. Serena ma już na koncie 12 tytułów w Wielkim Szlemie i zrównała się ze swoją rodaczką Billie Jean King. Pierwsza w klasyfikacji wszech czasów, z 24 tytułami w singlu, jest 68-letnia Australijka Margaret Smith Court, która pojawiła się wczoraj w Melbourne i wręczała finalistkom puchary.
- Serena zawsze gra najlepiej, gdy jest zagrożona, gdy wydaje się, ze zaraz zgaśnie, wtedy zagrywa najlepsze piłki - mówiła na konferencji Henin, która nie obejrzy męskiego finału, bo będzie już w samolocie do Belgii. Stwierdziła, że nie wie jeszcze, gdzie zagra swój kolejny turniej, ale prawdopodobnie dopiero w marcu w Indian Wells. - Oczywiście, że jestem rozczarowana, ale nie może to przesłonić tego wszystkiego, co stało się w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Osiągnęłam i tak więcej niż się spodziewałem - zakończyła Henin.
Pojedynek Williams z Henin był pierwszym trzysetowym kobiecym finałem w Szlemie od Wimbledonu 2006, gdy Henin przegrała z Amelie Mauresmo na trawie Wimbledonu.
Serena odebrała w Melbourne gigantyczny czek na 2,32 mln dol. australijskich (ok. 2 mln USD) za tytuł w singlu i połowę nagrody w deblu, gdzie triumfowała razem z siostrą Venus.
Zobacz jak relacjonowaliśmy finał na żywo ?