- Wiemy, że niewielu na nas stawiało, ale to może nawet lepiej. My chcieliśmy zrobić swoje i zrobiliśmy - mówił uradowany Grzegorz Łomacz, rozgrywający zwycięzcy Pucharu Polski. Do Bydgoszczy razem z zespołem przyjechał prosto z Aten, gdzie w środę Jastrzębski Węgiel, przegrywając z Panathinaikosem, pożegnał się z tegoroczną edycją Ligi Mistrzów. O udział w kolejnej klub ze Śląska nie musi się już martwić.
Nieobecność bełchatowskiej Skry w bydgoskim finale Pucharu Polski powodowała, że każdemu z czterech uczestników dawno takie same szanse na zwycięstwo. W kuluarach jednak typowano przede wszystkim Asseco Resovię i Zaksę Kędzierzyn-Koźle.
Ci pierwsi spokojnie awansowali do finału, chociaż w trzecim secie sobotniego pojedynku półfinałowego dali się zaskoczyć bydgoskiej Delekcie, przegrywając go do 14. - W finale coś takiego się nie zdarzy - zapowiadał środkowy rzeszowian Wojciech Grzyb.
Teoretycznie bardziej zacięty miał być drugi sobotni mecz, ale tutaj prawie bezbłędni siatkarze z Jastrzębia w trzech setach odprawili Zaksę.
Taktyka trenera Roberto Santilliego na finał z Asseco Resovią była prosta. Włoch, który jeszcze w piątek uważał, że sam udział w turnieju finałowym jest ogromnym sukcesem jego drużyny, nakazał swoim zawodnikom mocną zagrywką odrzucić rywali od siatki. Zespół konsekwentnie realizował założenia. Szczególnie zagrywka Benjamina Hardy'ego siała popłoch wśród rzeszowian, którzy dopiero w drugim secie poprawili nieco przyjęcie i wybrany na najlepszego rozgrywającego turnieju Rafael Redwitz mógł rozdzielać piłki między kolegów.
Problemem rzeszowian była jednak nierówna gra. O ile jednak w spotkaniu z także popełniającą sporo błędów Delektą takie wpadki mogły ujść na sucho, o tyle w finale każde potknięcie skutecznie wykorzystywali przeciwnicy.
Po świetnym początku trzeciego seta (prowadzili już 5:0) rzeszowianie bardzo szybko pozwolili rywalom odrobić starty. Podopiecznym Ljubomira Travicy nie pomogło nawet to, że zdecydowana większość z prawie 4,5-tys. publiczności zgromadzonej w hali Łuczniczka kibicowała właśnie Resovii.
Od porażki już po czterech setach uratowała ich zimna krew Mikko Oivanena, którego zagrywki w samej końcówce rozbiły przeciwników.
Tie-break co chwila u kibiców obu drużyn wywoływał mocniejsze bicie serca. Wygrał Jastrzębski Węgiel, bo nie do zatrzymania był Paweł Abramow. Rosjanin przyćmił przyjmującego Asseco Resovii Aleha Akhrema i zupełnie zasłużenie wybrany został na najlepszego siatkarza nie tylko niedzielnego finału, ale też całego turnieju.
Rzeszowianie razem ze sporą grupą swoich najwierniejszych kibiców długo nie mogli uwierzyć w porażkę. - Nie wiem, co powiedzieć w takiej sytuacji. Rozbili nas zagrywką, z którą sobie nie radziliśmy - mówił załamany Marcin Wika.
Paweł Rusek: zapisaliśmy się złotymi zgłoskami w historii klubu! MVP meczu finałowego i całej imprezy został Paweł Abramow - przyjmujący Jastrzębskiego Węgla. W nagrodę otrzymał 10 000 zł
Najlepszy blokujący: Patryk Czarnowski (Jastrzębski Węgiel)
Najlepszy serwujący: Benjamin Hardy (Jastrzębski Węgiel)
Najlepszy przyjmujący: Krzysztof Ignaczak (Resovia Rzeszów)
Najlepszy broniący: Pawe Rusek (Jastęrzbski Węgiel)
Najlepszy rozgrywający: Rafael Redwitz (Resovia Rzeszów)
MVP: Paweł Abramow (Jastrzębski Węgiel)
Wszystko o siatkówce ?