Liga angielska. Radosław Majewski: 13,4 km w meczu

- Mogę wszystkim wątpiącym we mnie zadedykować ostatnią bramkę z meczu z West Bromwich Albion. Nic bardziej nie cieszy niż to, jak ludzie się mylą - mówi pomocnik Radosław Majewski

Rozmowa z Radosławem Majewskim

wypożyczonym do Nottingham pomocnikiem Polonii

Zobacz piękną bramkę Majewskiego na Z czuba.tv ?

W piątek 23-letni pomocnik, wychowanek Znicza Pruszków, strzelił czwartą bramkę w barwach Nottingham Forrest. Wyjątkowej urody (z woleja lewą nogą) i niezwykle ważną, w meczu z rywalem w walce o awans do Premier League - West Bromwich Albion. Wypożyczony z Polonii do klubu angielskiej Championship (odpowiednik I ligi) piłkarz robi na Wyspach furorę. Ma miejsce w podstawowej jedenastce drugiego dziś w tabeli zespołu. Coraz bardziej realne wydaje się wykupienie przez Anglików piłkarza z Polonii za 1,5 mln funtów.

Olgierd Kwiatkowski: Trzy bramki w drugiej lidze angielskiej, jedna ładniejsza od drugiej, pewne miejsce w zespole walczącym o Premier League. Spodziewał się pan czegoś takiego pół roku temu, idąc na wypożyczenie do Nottingham z Polonii Warszawa, w której nie bardzo pana chciano?

Radosław Majewski: Wyjeżdżając z Polski, nie myślałem o tym, czy mi się powiedzie, czy nie. Jechałem z pewnym nastawieniem. Rady tej udzielił mi trener, z którym kiedyś pracowałem i który potrafił mnie niesamowicie zdyscyplinować - żebym nie słuchał się nikogo, tylko skoncentrował się wyłącznie na piłce, robił swoje. I ja taki jestem w Nottingham, myślę tylko piłce, o następnym meczu. Niewiele rzeczy więcej mnie interesuje.

To znaczy, że w Polonii było inaczej, że wtedy zajmował się pan czymś innym niż piłką?

- Dużo ludzi zarzucało mi, że w Polonii grałem słabiej. Ale przecież grałem niemal w każdym meczu, a byliśmy mistrzami jesieni, w końcu zakwalifikowaliśmy się do pucharów. Ja sam, przyznam szczerze, nie byłem zadowolony z tego, co prezentowałem w Warszawie, i statystycznie nie najlepiej to wyglądało - parę asyst, jedna bramka. Tylko że niewiele osób potrafi zrozumieć, że miałem dwie kontuzje, nie pomogły zawirowania, do jakich dochodziło w klubie, również ze zmianami trenerów. Przyzwyczajony też byłem do tego, że w Grodzisku zawsze mogłem zostawać po godzinach i trenować indywidualnie, aż mnie wyrzucał dyrektor obiektu - pan Stasio. W Polonii ze względu na brak ośrodka treningowego takich możliwości nie miałem. Ale nie chcę się w ten sposób usprawiedliwiać, i tak uważam, że miałem gorszy okres w karierze. Takie momenty zdarzają się w życiu każdego piłkarza i trzeba się z tym pogodzić, zapomnieć o tym.

Po takim załamaniu formy trudno było się spodziewać, że błyśnie pan w Anglii?

- Może ja lubię wielkie wyzwania. Podobnym było wcześniej przejście z trzeciej ligi, ze Znicza, do występującego w ekstraklasie Groclinu - i mi się udało. Nie ma co mówić o tym, że błysnąłem, ja jestem w cieniu chłopaków, może dlatego jest mi łatwiej.

Mówiono jednak, że nie poradzi pan sobie w Championship fizycznie, że nie jest pan dryblasem pasującym do tej ligi.

- Mogę wszystkim wątpiącym we mnie zadedykować ostatnią bramkę z meczu z West Bromwich Albion. Nic bardziej nie cieszy niż to, jak ludzie się mylą. Nie jestem złośliwy, mam tylko taką osobistą satysfakcję. Ale będę szczery - jest tu naprawdę ciężko. Po każdym meczu mam rozwalone nogi, często i buty. Nigdy w mojej karierze nie zdarzyło mi się, żebym po zaledwie pół roku musiał wymienić już trzy pary butów, ostatnio ktoś mi zrobił dziurę w korkach na trzy centymetry. Stanął mi na nodze, pobiegł dalej, a ja zostałem z wyrwą w bucie. Poniewierany jestem non stop, łokcie idą w ruch przy każdej akcji. Jakoś sobie radzę.

A jak znosi pan intensywność gry w lidze angielskiej?

- Wie pan, że jestem rekordzistą w drużynie pod względem przebiegniętych kilometrów podczas meczu? To jest moja odpowiedź. W meczu pucharowym z Birmingham przebiegłem 13,4 km, w jakimś spotkaniu ligowym miałem na liczniku 13,2 km. Ale nie dziwi mnie to, że wytrzymuję taki reżim. W szkole byłem dobry na średnich dystansach, to mi dziś wychodzi tylko na dobre. Staram się też słuchać trenera. On zaleca nam dietę, dużo snu i odpoczynku. To wszystko przy takiej intensywności tej ligi przynosi rezultaty, choć mimo to zastanawiam się, jak ja to wytrzymuję.

I podobno też - jak w Grodzisku - wyrzucają pana z boiska, gdy zostaje pan po treningach?

- Trener raz się na mnie strasznie wkurzył i kazał mi się wynosić, bo ja lubię potrenować sobie samemu, pobawić się z piłką, postrzelać.

Może motywację daje panu liga angielska, pełne stadiony, zielona, równo przystrzyżona murawa, dużo większe zainteresowanie mediów?

- W Polsce czekałem na mecz z Lechem, Wisłą, Legią. Czekałem długo, te mecze przeszły i nie było już nic, tej presji, tego smaczku. I dodam, że to były hity naszej ligi, które oglądało 7 tys. widzów, może na Lechu było 15 tys. Dziś większość spotkań Nottingham gram przy minimum 24 tys, czasami 30 tys. Każdy mecz jest wyzwaniem. Jest taki hałas, że nie słyszę, co do mnie krzyczy kolega z drużyny. Czuje się dreszczyk emocji i presję, ale to jest fajne. Śmieję się z tego, bo ktoś mi zarzucał, że ja się spalam - w Polsce, przy 15 tys. Dziś nikt nie może mi zarzucić, że pękam.

Gol z woleja, który strzelił pan West Bromwich Albion, był najładniejszy z dotychczasowych strzelonych w Anglii?

- Trener Davies wziął mnie na stronę po tym spotkaniu i zapytał, czy nie boli mnie piszczel. Pokazałem mu nogę, nie było żadnego śladu. To był z jego strony żart. Uderzyłem czysto. Pogratulował mi, ale powiedział, żebym się tym za bardzo nie podniecał, że mam szansę stać się dobrym piłkarzem, ale jeszcze nim nie jestem. Podkreślił, że bramka była ważna, bo odnieśliśmy zwycięstwo w szalenie ważnym spotkaniu.

Nottingham jest teraz na drugiej pozycji w Championship. Myślicie już o awansie do Premier League?

- To jest środek sezonu. Zostały jeszcze 23 mecze do końca. Dziś jesteśmy na drugim miejscu, w maju możemy skończyć na siódmym i wtedy ten sezon będzie przegrany. Tak było z Polonią - byliśmy mistrzami jesieni, a skończyliśmy na czwartym, poniżej oczekiwiań. Czekamy cierpliwie na następny mecze.

Zostanie pan w Nottingham? Po tym, czego dokonał pan w pierwszej części sezonu, można przypuszczać, że to jest oczywiste.

- Piłkarz nie zna swojej przyszłości. Menedżer nie kontaktował się ze mną, nic mi nie mówił o tym, czy podpiszę nowy kontrakt, czy wracam do Polonii. Na dziś jestem zawodnikiem Polonii wypożyczonym do Nottingham.

Śledzi pan to, co dzieje się w Polonii i w klubie, w którym się pan wychował - Zniczu Pruszków? Obie drużyny walczą o utrzymanie w swoich ligach.

- Z chłopakami z Polonii cały czas rozmawiam, kontaktuję się z prezesem Znicza. Jestem pewien, że oba kluby wyjdą z dołka. Polonia ma nowego trenera, chłopaki mówią, że się poprawiło. Do Znicza wrócił Jacek Grembocki. Cały czas interesuję się tym, co dzieje się w obu klubach, jestem na bieżąco.

Reprezentacja? W takiej formie nie musi się pan obawiać, że zabraknie w niej miejsca dla pana?

- Trener Smuda mówił, że jeżeli piłkarz gra w swoim klubie i gra dobrze, to nie musi się martwić o powołania, no to wygląda na to, że mam szansę. Nie mogę jednak na chwilę odpuścić.

Więcej o: