Polka straciła pierwsze miejsce w Tour de Ski, przestała być liderką Pucharu Świata - wszystko na rzecz Petry Majdić. Słowenka wzięła wczoraj wszystko. O zwycięstwie w TdS zadecyduje niedzielny, ostatni dziewięciokilometrowy etap, którego ostatnim akordem będzie ponad trzykilometrowy podbieg na Alpe Cermis. Różnica wzniesień wynosi ponad 400 m.
Sobotniego biegu Justyna bała się jak ognia. W ostatnich dwóch latach zawsze coś jej przeszkadzało i nie mogła zająć lokaty w czołowej dziesiątce. Nie ze swojej winy. Rok temu miała źle dopasowane narty, które ślizgały się na podbiegach tak, że Polka upadała na kolana - zajęła miejsce w drugiej dziesiątce. Dwa lata temu popełniono błąd ze smarowaniem - była w trzeciej dziesiątce.
Teraz wydawało się, że wreszcie przełamie złą passę. - Bardzo bym chciała - mówiła dzień przed startem. Ale już przed biegiem wyglądało, jakby wszystko nie miało potoczyć się zgodnie z jej oczekiwaniami. Kwadrans przed południem zaczął sypać mokry, gęsty śnieg. Ogromne płatki spadały w tory zasypując je. - Zawodniczki biegnące w czołówce będą służyły za ratraki, będą przecierały trasę - martwił się trener Aleksander Wierietielny. Kowalczyk startowała z numerem jeden.
Przez pół godziny wydawało się, że wszystko ma pod kontrolą. Cały czas trzymała się w ścisłej czołówce. Jak szalona, od początku, ruszyła jednak Majdić. Polka dotrzymywała jej kroku, podobnie jak Norweżka Steira. Biegaczki miały do pokonania trzy liczące ponad trzy km rundy. Każda kończyła się finiszem na stadionie - triumfatorka dostawała 15 sek bonifikaty, druga na mecie - 10 sek i trzecia - pięć.
Pierwszą lotną premię wygrała Majdić przed Kowalczyk. W tym momencie Słowenka zbliżyła się do Justyny na dziewięć sekund w klasyfikacji TdS. Przed biegiem traciła do Polki 14 sek. Po drugiej pętli Majdić była już liderką - wygrała, Polka przybiegła trzecia. Różnica wynosiła sekundę! Zapowiadały się kapitalne emocje.
Polka zaatakowała i wyszła na prowadzenie. I wtedy cały peleton zniknął z wielkiego telebimu na którym dziennikarze oglądali bieg przy mecie. Nie minęło kilkadziesiąt sekund i spiker dramatycznym głosem krzyczał: "w czołówce nie widać Kowalczyk. Co się stało? Gdzie jest Justyna". Odpowiedź przyszła po kolejnych paru chwilach. "Kowalczyk miała upadek!" - krzyknął spiker. Polka straciła równowagę i runęła. Straciła rytm, prędkość i cenne sekundy. Na metę wpadła 24., później przesunięto ją o jedną lokatę, bo zdyskwalifikowano Norweżkę Vibeke Skofterud (za to, że podczas biegu techniką klasyczną używała kroku łyżwowego).
Polka jest druga w klasyfikacji TdS. Na trasę ostatniego etapu ruszy 31,4 sek za Majdić i 25,1 sek przed Włoszką Arianną Follis. Trochę ponad minutę po Polce wystartuje Finka Aino-Kaisa Saarinen, która wczoraj miała źle posmarowane narty, ślizgała się na podbiegach i straciła cenne sekundy (bieg na 10 km skończyła za Polką).
O zwycięstwie w TdS zadecyduje podbieg pod Alpe Cermis. W sobotę Polka przegrała bitwę, utraciła prowadzenie w Tourze i PŚ, ale wciąż ma największą szansę wygrać wojnę i odzyskać wszystkie łupy.
Justyna Kowalczyk absolutnie jednak nie straciła szansy na to, by w niedzielę odzyskać wszystkie łupy. Ostatni etap TdS kończy się morderczym podbiegiem na Alpe Cermis. Polka ruszy na trasę jako druga. Majdić będzie miała nad nią 31,4 sek przewagi. Trzecia - 25,1 sek za Justyną ruszy Włoszka Arianna Follis. Po kolejnych 40 sekundach wystartuje Finka Aino-Kaisa Saarinen. Zapowiada się kapitalna walka o podium. Jakie miejsca i rezultaty uzyskiwały cztery faworytki tegorocznego TdS w poprzednich trzech edycjach imprezy podczas podbiegu na Alpe Cermis - sprawdź na blogu ? Roberta Błońskiego.
Specjalny serwis o przygotowaniach do Vancouver 2010 ?