Stanisław Syguła*: Najpierw to ja wysłałem do niego list, w którym zawiadomiłem pana prezesa, że zaproponowałem swojemu macierzystemu związkowi w Łodzi, by domagać się rezygnacji Laty.
- To jest właśnie skandal. Jestem takim samym związkowcem jak on. Powiem więcej, o ile na boisku Lato na pewno zrobił więcej dla polskiej piłki niż ja, o tyle w pracy działacza to ja zrobiłem więcej. Od ponad 12 lat pomagam klubom. Najdłużej działałem w Sokole Aleksandrów Łódzki. Byłem tam prezesem, finansowałem drużynę, doprowadziłem ją od A-klasy do dzisiejszej drugiej ligi. Płacę na szkolenie młodzieży, utrzymuję kilku trenerów dzieci. Działam, jak potrafię, wkładam w to wszystkie swoje siły i niemałe pieniądze. Nigdy nie dostałem nic od związku.
- Po wyborach mówił, że jeżeli w ciągu roku nie uporządkuje polskiej piłki, ustąpi. Dziś uważam, że powinien. Ja się na nim bardzo zawiodłem. Z tego, co donosiły media, PZPN podjął w ostatnim roku wiele fatalnych decyzji. Podnieśli płace prezesa i niektórych działaczy, mnóstwo pieniędzy idzie na administrację, co chwila wybuchają afery o umowy ze sponsorami, w karygodny sposób zwolnił trenera Beenhakkera, ostatnio mamy skandal w Szczecinie, gdzie delegatów na zjazd w 2008 r. wybrano niezgodnie z prawem.
- Oczywiście, że nie wiedziałem. Ze związkiem miałem przez te wszystkie lata kontakt raczej jako prezes klubu i jego sponsor, czyli klient. Głównie płacąc coraz wyższe haracze. Za licencję, za sędziów, za zgłoszenia zawodników, za kartki. Za wszystko trzeba płacić. Miałem tego dosyć i w ubiegłym roku dałem się namówić na start w wyborach w Łódzkim ZPN. Dostałem się do zarządu.
- Bardzo szybko się przekonałem. Przede wszystkim o tym, że nie mam szans wpływania na jakiekolwiek decyzje zapadające czy to na szczeblu lokalnym, czy w samym PZPN. Myślałem, że mój głos będzie się liczył. Zobaczyłem, że nawet za przyjazd na posiedzenia zarządu Łódzkiego ZPN członkowie biorą delegacje. A ja głupi myślałem, że to działalność społeczna.
- Myśli pan, że ktoś dzielił się ze mną jakimikolwiek informacjami? Wolne żarty. Cała moja wiedza o posunięciach związkowej centrali do dziś płynie z gazet i telewizji.
- Prezes Potok to mi jeszcze nie odpowiedział oficjalnie na moją propozycję apelu do Laty o dymisję. Najpierw twierdził, że mój wniosek muszą przejrzeć prawnicy, później w ogóle przestał reagować.
- To są ekstremalne przykłady. Oczywiście, że nie. Chodzi mi o ogólne zasady komunikowania się z tzw. dołami. Taki kontakt musi być obowiązkiem władz. Nie przypuszczałem, że w strukturze PZPN doły w ogóle nie mają znaczenia. Nikt o niczym nie informuje, nie mówiąc już o konsultowaniu decyzji. A Lato uważa się za Boga. Nie liczy się z nikim, co jest tragedią. Widziałem go raz, kiedy przed rokiem przyjechał do Łodzi z panem Greniem i prosili o poparcie w wyborach. Te wszystkie nazwiska: Kręcina, Piechniczek, inni, to dla mnie magia. A przecież oni wszyscy są na szczycie także w pewnym stopniu dzięki mnie.
- To bagno, a nie demokracja. Jak w tej reklamie, oni mnie wszyscy rąbią. Na pieniądzach i na ideach. Ja wierzyłem w to, co robię. A to jest jedna wielka obłuda.
- Proponowano mi, bym pojechał i zabrał głos, ale odmówiłem. Nie jestem delegatem, nie wiem, czy by mnie dopuścili do mikrofonu. Nie będę się prosił. Ale apeluję do delegatów, by nie udzielali absolutorium członkom zarządu.
- Słyszałem. Chyba trudno będzie odwołać władze. Dużo może zależeć od tego, czy głosowanie nad absolutorium będzie jawne, czy tajne.
* Stanisław Syguła, od 2008 r. członek zarządu Łódzkiego ZPN. Wieloletni sponsor podłódzkich klubów niższych klas. Diler i właściciel warsztatów samochodowych
Bunt w PZPN. 20 grudnia - skończy się Lato ?