Tomasz Czubak: Bardzo szybki strażak

- Miałem czas 44,62 s, który w większości mistrzostw świata dawałby medal, najczęściej złoty, na przykład na następnych mistrzostwach w Edmonton. Mnie nie dał nawet wejścia do finału - byłem szósty. Moimi rywalami byli wszyscy najlepsi, trójka późniejszych medalistów - mówi najszybszy polski 400-metrowiec Tomasz Czubak, obecnie strażak w Słupsku.

Tomasz Czubak podczas mistrzostw świata w lekkiej atletyce w 1999 roku w Sewilli biegł w najszybszym półfinale w historii. - Miałem czas 44,62 s, który w większości mistrzostw świata dawałby medal, najczęściej złoty, na przykład na następnych mistrzostwach w Edmonton. Mnie nie dał nawet wejścia do finału - byłem szósty. Moimi rywalami byli wszyscy najlepsi, trójka późniejszych medalistów. Johnson biegł pierwszy, za nim cięliśmy się ławą w pięciu. Ostatnie 100 m pobiegłem w ponad 12 s! Uciekli mi o 0,3 s. Chyba jedynym z tych moich rywali, którego nigdy nie złapano na dopingu, był Johnson - wspomina Czubak.

Czubak był członkiem słynnej sztafety lisowczyków, która w Sewilli była wolniejsza tylko od sztafety z USA. Po dyskwalifikacji Amerykanów za doping i złote medale przypadły reprezentantom Polski. - Dostaliśmy złoto miesiąc temu podczas uroczystości 90-lecia PZLA, czyli 10 lat po mistrzostwach. Ale nie oszukujmy się. Jakby nie wystartowali ci Amerykanie, lecz inni, też mielibyśmy ogromny problem, by wygrać. W USA jest rzesza 400-metrowców. Nas było czterech, pięciu, a ich 15. Amerykanie są lepsi, po prostu. Więc trochę czuję się mistrzem świata, ale z drugiej strony mam świadomość, że jesteśmy od Amerykanów słabsi - mówi.

400-metrowiec mówi, że bardziej od startów w mistrzostwach świata stresował go start w mistrzostwach Polski. - Po prostu w MP zawsze mógł mnie ktoś pokonać i przez rok byłbym poza grupą. A jak już pojechałem na mistrzostwa świata, to wiedziałem, że nie ma co się denerwować, bo jestem bardzo dobrze przygotowany i wytrzymam wszystko - mówi.

Czubak, najszybszy polski 400-metrowiec, teraz pracuje w straży pożarnej w Słupsku. - Nie byłem ochotnikiem, w ogóle nie byłem fanem czerwonych samochodów z drabiną. Ale po prostu stwierdziłem, że się tu nadam. Sport to przyjemność, a w straży każdy musi być profesjonalistą, żadnych ulg przy pożarze. Próbowałem do policji, byli lepsi, nie dostałem się - mówi.

Więcej w wywiadzie Czubaka dla Sport.pl - czytaj tutaj ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.