Adam Małysz: Błąd popełniłem ja

- To mój najgorszy skok w ostatnich miesiącach, ale nie zapomniałem, jak się skacze - mówił w sobotę Adam Małysz.

Adam Małysz: Błąd popełniłem ja

- To mój najgorszy skok w ostatnich miesiącach, ale nie zapomniałem, jak się skacze - mówił w sobotę Adam Małysz.

Co się stało w drugim skoku?

- Zepsułem go totalnie. Trochę zdenerwował mnie sędzia na górze. Za długo mnie nie puszczał, a warunki - moim zdaniem - nie były takie złe. Stąd właśnie moje "oklaski" tuż po wylądowaniu. Ale słyszałem też, że sędzia mnie nie puścił, bo polscy kibice rozpalili race i wiatr zwiał dym na zeskok, tak, że kompletnie nic nie było widać. Tak czy inaczej popełniłem błąd na progu. Za bardzo się wychyliłem i praktycznie przejechałem przez próg. W powietrzu niemal w ogóle nie czułem nart. Aby je podciągnąć, musiałem się prawie wyprostować, bo inaczej mógłbym upaść. Nie miałem szans, by polecieć. Szkoda, bo bardzo chciałem osiągnąć 200 metrów. To był w ogóle zły dzień dla Polaków. Ja zepsułem skok, koledzy nie weszli do trzydziestki.

Co dalej?

- W niedzielę nie skakaliśmy, szkoda, bo chciałem udowodnić, że nie zapomniałem, jak się lata, że nie straciłem formy. Po prostu na mamuciej skoczni maleńki nawet błąd powoduje, że traci się na odległości. Żałuję, że ten błąd przytrafił się akurat mnie. Ale już niedługo są konkursy Pucharu Świata. Tam będę chciał naprawić te błędy i pokazać, że umiem skakać. Nie jestem załamany.

Żałuje Pan, że nie ma medalu?

- Chciałem oczywiście go zdobyć, ale się nie udało. Jestem zawiedziony, tak samo zresztą, jak trener Apoloniusz Tajner. Ale uważam, że nie ma powodów do paniki.

Copyright © Agora SA