Były prezes PZPN został wezwany w czwartek do wrocławskiej prokuratury. Po przesłuchaniu prokurator Anna Zimoląg postawiła mu zarzut udaremnienia egzekucji długów Widzewa Łódź na sumę ponad 7 mln złotych.
Czy Michał Listkiewicz. był zaskoczonym faktem, że postawiono mu zarzut niegospodarności?
- Nie odpowiem na to pytanie, gdyż nie interesowała mnie reakcja podejrzanego, to nie jest istota problemu - zastrzega prokurator Zimoląg, która prowadzi śledztwo dotyczące ukrywania pieniędzy przed wierzycielami przez działaczy Widzewa Łódź oraz przedstawicieli PZPN.
Prokuratorzy twierdzą, że Michał Listkiewicz jako prezes PZPN w 2000 roku miał wydać decyzję, na podstawie której związek zamiast przelewać pieniądze na konto Widzewa, przekazywał je bezpośrednio na konto firmy JAG należącej do Andrzeja G., wówczas współwłaściciela łódzkiego klubu. W ten sposób omijano wierzycieli i komornika.
Prokurator Zimoląg: - Michał L. zadecydował o takim przekazywaniu pieniędzy w 2000 roku, a cały proceder trwał przez pięć lat. Później polecenie prezesa wykonywały inne osoby. Pieniądze trafiały do PZPN głównie z Canal+ z tytułu sprzedaży praw do transmisji telewizyjnych, a związek zamiast przelewać je na konto klubu, przekazywał je do jednej z firm właściciela Widzewa. W tym czasie przed egzekucją komorniczą ukryto ponad 7 milionów. Z zebranych przez nas materiałów wynika, że w 2000 roku Widzew zadłużony był na kilkanaście milionów złotych, a na spłatę czekał komornik i 150 wierzycieli.
Michałowi L. grozi 8 lat więzienia. Zapłacił 60 tys. zł. poręczenia
- Jestem całkowicie niewinny, do niczego się nie przyznałem. Jestem przekonany, że sprawa zakończy się po mojej myśli. Tysiącom osób w tym kraju, i to na ważniejszych stanowiskach niż moje, stawiano prokuratorskie zarzuty. A później nie znalazły one potwierdzenia i oskarżeni byli uniewinniani - mówi Michał Listkiewicz dla Sport.pl ?
Listkiewicz zgodził się na publikację swojego nazwiska i wizerunku: - Proszę o mnie pisać Listkiewicz, a nie Michał L. Jestem niewinnym człowiekiem - powiedział.
W drugiej połowie lat 90. Widzew był najsilniejszym polskim klubem. Zdobywał mistrzostwo Polski, rozgrywał pasjonujące mecze w Lidze Mistrzów. Drużynę prowadził Franciszek Smuda. Jednak klub był kolosem na glinianych nogach. Andrzej G., współwłaściciel Widzewa, nie inwestował pieniędzy w spółkę, tylko je pożyczał na duży procent. Przejmował większość środków, jakie trafiały do Widzewa, a zobowiązania wobec wierzycieli nie były spłacane. W efekcie powstały astronomiczne długi.
Właściciel firmy JAG Andrzej G. został zatrzymany w marcu tego roku. Oskarża się go o przywłaszczenie ponad 13 milionów złotych oraz ukrycie i usunięcie tych pieniędzy spod egzekucji. Grozi mu dziesięć lat więzienia.
Po przesłuchaniu i postawieniu zarzutu Michał Listkiewicz opuścił wrocławską prokuraturę. Musi wpłacić 60 tys. poręczenia majątkowego.
W wątku Widzewa Łódź do tej pory zarzuty postawiono czterem byłym przedstawicielom klubu: Andrzejowi G., Andrzejowi P. (współwłaściciele klubu), Jackowi D. i Andrzejowi W., a także sekretarzowi generalnemu PZPN Zdzisławowi K.
Wcześniej Listkiewicza kilka razy przesłuchiwano jako świadka. We wrocławskiej prokuraturze konfrontowano go z sekretarzem generalnym związku Zdzisławem K. Wiemy, że ich wersje wydarzeń się różnią i obydwaj zrzucają odpowiedzialność jeden na drugiego. Michał Listkiewicz twierdzi, że jest niewinny.
Co ciekawe, w połowie 2004 r. zadłużony na kilkanaście milionów złotych SPN Widzew został przekazany stowarzyszeniu RTS Widzew. Ten wystąpił do PZPN o licencję na grę w II lidze, ale wniosek odrzucono. Klub odwołał się do komisji, której szefem był wiceprezes Łódzkiego OZPN Zbigniew Sadowski, i zgodę dostał. RTS miał przejąć długi SPN, ale w całości ich nie spłacił. Mimo ogromnych długów Widzew zawsze licencję na grę otrzymywał.
Michał L. - były prezes PZPN
Eugeniusz K. - były wiceprezes PZPN
Zdzisław K. - sekretarz generalny PZPN