Rafał Stec: Nie żebrać o paszport

Jak daleko wolno się nam posunąć, by zachęcić zagranicznego piłkarza do naszej drużyny narodowej? Czy wolno naciskać na rodziców? Co sądzimy o piłkarzu, który wkłada biało-czerwoną koszulkę dopiero, gdy nie zaoferują mu innej, ze sportowego punktu widzenia cenniejszej? Jak miałyby przebiegać rokowania z werbowanym? Czy za grę dla kraju wypada cokolwiek obiecywać?

"O zjawisku w skali globalnej myślę bez złudzeń, wkrótce usłyszymy zapewne o dwunarodowych piłkarzach bezceremonialnie handlujących swoim patriotyzmem, ewentualnie tatusiach zapraszających wysłanników federacji na regularne biznesowe pertraktacje i odstępujących syna krajowi, który rzuci na stół więcej" - pisze Rafał Stec .

Sprawa nadawania obywatelstwa piłkarzom wychowanym za granicą coraz mocniej dotyczy Polski. Franciszek Smuda kusi Sebastiana Boenischa, a Maciej Chorążyk jeździ po całej Europie w poszukiwaniu kandydatów do gry w naszej reprezentacji. Jednym z pierwszych piłkarzy, których brano pod uwagę był Robert Acquafersca, napastnik z Serie A. "Acquafresca nam odmówił. Czy dziś, kiedy selekcjoner Marcello Lippi nawet na niego nie spojrzy, Robert byłby skłonny przemyśleć polską ofertę ponownie? Jak daleko wolno się nam posunąć, by go zachęcić? - pyta Rafał Stec.

"Żeby sensownie odpowiedzieć, trzeba by się zanurzyć w subtelnościach i analizować każdy przypadek z osobna. Sam oczekuję tylko, byśmy wojnę o ocalenie dla kadry prowadzili w sposób cywilizowany, byśmy nie dobrnęli do granic elementarnej przyzwoitości, byśmy nie kupowali Polaków na targu. I nie żebrali o jałmużnę."

"Nie żebrać o paszport" - czytaj cały felieton Steca >

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.