Symbolem tego spotkania była akcja z 74 minuty. Błaszczykowski, w niedzielę demon prawej strony boiska, minął trzech obrońców gospodarzy niczym tyczki na treningu i zatrzymał go dopiero faul. Takich akcji było znacznie więcej. Zespół z Dortmundu, który przegrywał w pierwszej połowie, stopniowo zyskiwał przewagę właśnie dzięki wszędobylskiemu Polakowi. Błaszczykowski biegał od defensywy po atak, od prawej strony po środek. Energii miał mnóstwo - tak wiele, że pozwolił sobie na bardzo sugestywną kłótnię z arbitrem, który twierdził, że w jednej z akcji przy własnym polu karnym Błaszczykowski faulował rywala, który wskoczył mu na plecy.
Najlepszy zawodnik Borussi wyprzedzał wszystkich - chwilami sprawiał wrażenie, jakby był za szybki nawet dla swoich partnerów, którzy mieli wyraźne problemy z tym, by w końcówce spotkania biegać do kontr w takim tempie, jak Błaszczykowski. Kiedy schodził z boiska zmieniony na dwie minuty przed końcem, niemal słaniał się na nogach.
Sebastian Boenisch w niedzielnym spotkaniu grał przeciętnie. Był mało aktywny w ataku, ograniczał się do własnego pola karnego, w którym nie ustrzegł się kilku prostych błędów. W starciach z Błaszczykowskim miał kłopoty: zdecydowanie lepiej czuł się w pojedynkach z zawodnikami wyższymi i równie mocno zbudowanymi.
Bundesliga: Bunt na pokładzie Bayernu Monachium ?