Front jedności kibola z komuchem

Ostateczny krach polskiej piłki nożnej spadł kibolowi z nieba. Krach oraz wściekłość na PZPN prawdziwych entuzjastów futbolu, którzy nawoływali do bojkotu meczu reprezentacji i urządzali inne protesty. Ich aktywność - choć mająca siłę rażenia wyłącznie symboliczną - zaniepokoiła sponsorów PZPN. Przerażeni perspektywą utraty dochodów działacze są tak zdesperowani, że poszliby na układ z każdym, jeśli oczywiście układ nie odessie ich od stołków. Dlatego pertraktują z kibolami.

Kibole wysadzać ze stołków ani ratować polskiego futbolu nie chcą. Kibole albo mają sport w głębokim poważaniu, albo zależy im na sporcie mniej niż na przywilejach pozwalających utrzymać rząd dusz na trybunach. Nie potrzebują nawet regularnych zadym. Te wybuchają od czasu do czasu, gdy "sytuacja wymknie się spod kontroli", "przecież nad tłumem nie sposób zapanować". Chcą przede wszystkim nadawać ton stadionowym obyczajom, chcą na stadionach ustalać własne reguły, chcą kultury uczestnictwa w piłkarskim spektaklu, którą fani cywilizowani się brzydzą. Ci ostatni mają beznadziejną alternatywę - zatykać na trybunach nosy lub oglądać mecz na kanapie.

Zwykły bywalec ligowych obiektów - kibic, nie kibol - zazwyczaj nie angażuje się w działalność organizacji kibicowskich. On chce przyjść na mecz, wesprzeć swoją drużynę i wrócić do domu. Angażuje się kibol - nierzadko cwany prawnik, który np. broniąc przed sądem chuligana, wykorzystuje skrajną niekompetencję policji, prokuratora, sądu.

Szczytowych osiągnięć kibolskiej kultury wysłuchaliśmy w miniony weekend. Hołota warszawska fetowała śmierć jednego człowieka, apelując zarazem o śmierć drugiego - 72-letniego właściciela klubu. Hołota krakowska fetowała zabójstwo, bo jego ofiarą padł kielczanin, czyli wróg. O burdach w Zabrzu nie wspominam, tam zwyczajnie "sytuacja wymknęła się spod kontroli".

Kibole teoretycznie powinni gardzić PZPN-em. Swoje wybryki oblewają ideologiczną breją - sympatyzują z prawicą, walczą o wpuszczenie na trybuny symboliki narodowców, sprzyjają im gazetki tropiące wciąż wszechwładną ubecję. Przechowalnia działaczy starej daty kierowana przez byłego senatora SLD Grzegorza Latę powinna być ich naturalnym wrogiem, znienawidzoną "bandą komuchów".

Ale kibola z działaczem łączy obojętność na sport, brak skrupułów, chęć ochrony - za wszelką cenę - swego małego interesiku. To sojusz tyleż egzotyczny, co taktyczny. Kalka układu, który pozwolił PiS i SLD odzyskać TVP. Jak przegrani politycy na gwałt szukają ocalenia, więc kontynuują dzieło niszczenia mediów publicznych, tak kibole do spółki z pezetpeenowcami ratują tyłki kosztem dalszego zapaskudzania polskiej piłki.

Podyskutuj na blogu Rafała Steca ?