Vancouver 2010. Igrzyska za 102 dni. Olimpijczyk z Katowic nie ma gdzie i za co trenować

Gdyby zimowe igrzyska olimpijskie w Vancouver rozpoczęły się dziś, w kadrze zabrakłoby Adama Małysza i Tomasza Sikory. Do Kanady pojechałby za to Przemysław Domański, łyżwiarz figurowy UKŁ Spin Katowice. Na razie ma jednak kłopoty z trenowaniem.

23-letni zawodnik wywalczył olimpijską nominację podczas marcowych mistrzostw świata w Los Angeles. Uplasował się wtedy na 23. pozycji. Domański pochodzi z Warszawy, ale od ośmiu lat mieszka i trenuje na Śląsku. - Przemek już jako dziecko wygrywał zawody za zawodami. Gdy jednak rywale zaczęli wykonywać skoki potrójne, zaczął dostawać w tyłek. W 2001 r., po przegranej olimpiadzie młodzieży, jego mama zapytała mnie, czybym mu nie pomogła - mówi trenerka Maria Domagała.

Bazą katowickiego klubu jest lodowisko w Spodku. Trwający remont obiektu bardzo utrudnia życie łyżwiarzom, którzy na czas prac przenieśli się do Janowa. - Janów to przede wszystkim hokej. Trenujemy za mało, w złych godzinach. O 6.30 organizm jeszcze śpi. To nie jest czas na potrójne skoki. Trenujemy jedną trzecią tego, co przed ostatnimi mistrzostwami Europy, które Przemek skończył na dobrym, 17. miejscu - twierdzi Domagała.

- Obecne warunki to dramat! Rok temu znałem swój organizm na wylot. Wiedziałem, którego dnia przychodzi kryzys, kiedy odpuścić trening. Teraz nie wiem nic. Wyjeżdżam na lód z grupą dzieci i kręcę się bez sensu, bo gdybym chciał jeździć na poważnie, to mógłbym je pozabijać - martwi się Domański, który ma nadzieję, że w połowie listopada lodowisko w Spodku będzie już czynne.

Brak lodu to niejedyny kłopot. Latem Domański zmagał się z kontuzją. Łyżwiarz naderwał mięsień przyczepu miednicy. - Teraz jest już zdrowy, ale miesiąc stracił - martwi się trenerka.

W tym sezonie zawodnik Spinu będzie czarował publiczność i sędziów, tańcząc na lodzie argentyńskie tango ("Tango de los exilados" Vanessy Mae) oraz paso doble. Charakter latynoskich ruchów miał podkreślić baletmistrz Władimir Czernyszew, który od kilku sezonów współpracował z Domańskim. Białorusin opuścił jednak Polskę i pojechał do syna, który mieszka na stałe w Kanadzie. - Rozpoczęliśmy więc współpracę ze szkołą tańca z Chorzowa. Jesteśmy już po pierwszych zajęciach - mówi Domagała. - Mój program ma sugerować widzom i sędziom, że prowadzę partnerkę. Tak więc rady zawodowych tancerzy są bardzo cenne - podkreśla łyżwiarz. Na szczęście Domański wciąż może liczyć na wskazówki choreografa Frantiszka Blataka. Czech z Ostrawy przyjeżdża na Śląsk przynajmniej dwa razy w tygodniu.

- Jest jeszcze jeden problem - pieniądze. Gdyby nie pomoc rodziców, nie byłoby też łyżwiarza Przemysława Domańskiego. Zwracałem się do dziesiątek firm i zero odzewu. Przecież nie chodzi o duże sumy! Wystarczyłoby kilkaset złotych miesięcznie. A tak nie mam nawet stypendium - podkreśla Domański, który myśli nie tylko o igrzyskach, ale i mistrzostwach Polski, które w grudniu odbędą się w Cieszynie. - Licho nie śpi. Muszę się starać, bo olimpijska nominacja to jedno, a proza życia to drugie - rozkłada ręce.

Impreza w Vancouver rozpoczyna się 12 lutego przyszłego roku. Wspomniani na wstępie Małysz i Sikora też na pewno pojadą do Kanady. Olimpijską kwalifikację (indywidualną, bo Małysz jest już pewny miejsca w drużynie) wywalczą wtedy, gdy dwa razy zajmą miejsce w czołowej dwudziestce zawodów Pucharu Świata.

Justyna Kowalczyk przygotowuje się do Igrzysk

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.