Franciszek Smuda: Na razie jestem umówiony na kawę z moim kolegą z Poznania. Nie mam w planach spotkania ani z Grzegorzem Lato, ani Andrzejem Placzyńskim, ani nikim z PZPN.
- Sam nie wiem. To jak z kandydatami na ministrów. Są mocni kandydaci i tacy, których nazwisko tylko się wymienia, by wzmóc konkurencję. Jestem spokojny, mnie nie wybiorą. Czuję, albo inaczej - wiem, że ktoś inny ma o wiele większe szanse na trenera kadry niż ja. Ale i tak z ciekawością czekam na decyzję PZPN. Nie będę specjalnie załamany, jeśli znów dowiem się, że ktoś inny poprowadzi reprezentację.
Szczerze? Mnie przyjemność sprawia robota w lidze. Jest fajna, zwłaszcza kiedy widzisz, jak twój zespół wstaje z kolan, jak zaczyna raczkować. Tak jest z moim Zagłębiem Lubin.
Jaką będę miał satysfakcję, kiedy w tym kryzysie - a w takim znalazła się nasza piłka - ruszę coś do przodu. Jak nie w reprezentacji, to w klubie.
- Uważam, że obaj poprowadzą kadrę. Znają się, pracowali razem w Amice, chyba się lubią. Paweł był selekcjonerem, Stefan dotknął kadry w ostatnich tygodniach, działacze wybierający selekcjonerów będą brać pod uwagę to doświadczenie. Może coś z tego się urodzi.
Ale i ja mam takie doświadczenie, bo uważam, że praca w klubie i reprezentacji to podobna robota. Układanie gry, taktyka, styl narzucony przez trenera - i tu, i tu jest tak samo. Nawet większy komfort jest w kadrze, bo tam ma się do wyboru kilkudziesięciu graczy, a klubowa kadra zamyka się w 18-20.
- Jako kandydat na selekcjonera czy jako trener klubowy wciąż pozostaję tym samym człowiekiem. Powtórzę, nie załamię się, że nie wezmą mnie do kadry, cieszy mnie za to bardzo, że mam takie poparcie kibiców.
Defensywna czarna dziura. Kto ma grać w obronie? - czytaj tutaj ?