U nas na pokrewnych zasadach działa klub z Sosnowca, ale nie steruje nim selekcjoner reprezentacji w trakcie sezonu ligowego nieobarczony nawałem obowiązków. Czy powinien sterować? Czy selekcjoner powinien dostać więcej kompetencji i odpowiadać za szerzej pojętą, długofalową strategię żeńskiej kadry narodowej? Idea warta rozważenia, ja przywołuję ją dlatego, że włoski eksperyment, podobnie jak holenderski (tam też skoszarowano w jednym obozie kadrowiczki, które na ME sięgnęły po srebro), koresponduje z moją tezą, iż kobieca siatkówka - wszędzie cierpiąca na chroniczną finansową lichotę i ligową prowizorkę - wymaga rozwiązań nadzwyczajnych. Po brązie wyskakanym przez Polki pisałem, że ich sukcesy zobowiązują do rychłego rozpętania burzy mózgów w PZPS, by wykonać jeszcze jeden skok, tym razem w pobliże absolutnego topu. Upieram się i będę namolnie upierał, że siatkówka daje wyjątkową szansę, byśmy stali się w lubianej w kraju dyscyplinie globalnym supermocarstwem, co w piłce nożnej, koszykówce, pływaniu, kolarstwie, tenisie, narciarstwie etc jest chwilowo (?) nierealne.
A skoro tak, nie wolno zwlekać, żeby nie przegapić niepowtarzalnej być może okazji. Gdybym szefował PZPS-owi, natychmiast wysłałbym umyślnych na rzetelny rekonesans do Brazylii. Rekonesans precyzyjnie przygotowany - z tłumaczem, zapowiedzianym przyjęciem, w żadnym razie nieograniczającym się do nieśmiałego podglądania przez dziurkę od klucza. Tam stworzono system modelowy, tam reprezentacja kraju łagodnie - niemal niezauważalnie - znosi przemianę pokoleniową, tam wychowuje się znakomite siatkarki i znakomitych siatkarzy na masową skalę. OK, siła ich, liczebnie przewyższają nas kilkakrotnie, ale być może zwyciężają również dzięki know-how? Inni uczą się od nas, jak mecze organizować, my uczmy się regularnie je wygrywać.
Nie apeluję, aby tępo zrzynać co popadnie - od Włochów albo Brazylijczyków. Przeszczepianie w całości cudzych metod byłoby i sztuczne, i niepotrzebne, ostatecznie sami też wyedukowaliśmy trochę zdolnych juniorów/juniorek na wielkich mistrzów, a w klubach i kadrach od dawna wspierali/wspierają nas importowani fachowcy. Apeluję, aby wszystko poznać i wchłonąć to, co dobre. Sporządzić z wypraw szczegółowy raport, zanalizować, konstruować - udoskonalać - własny, oryginalny model. Dlaczego oni robią to lub tamto? Dlaczego akurat tak, a nie inaczej? Czy ich wizja - ewentualnie pojedyncze szczegółowe rozwiązania - przyjęłyby się u nas? Mamy globalizację, musimy czerpać zewsząd. Stać nas, aby pod siatką powstała zupełnie nowa w polskim sporcie jakość, być może inspirująca dla szefów innych dyscyplin.
A kiedy już powstanie, to my, Polacy, staniemy się pępkiem siatkarskiego świata i - będę się o to awanturował do całkowitego zachrypnięcia - zaczniemy wyznaczać trendy.