Prezes polskiej siatkówki: pochwalmy te dziewuchy

Jak wykorzystać sukces siatkarek? Trzeba działać. Mamy różnorakie pomysły. Działamy - mówi Mirosław Przedpełski

Przemysław Iwańczyk: Co dalej z kadrą siatkarek? Kto będzie jej trenerem?

Mirosław Przedpełski: - Mamy kilka miesięcy spokoju, więc czekamy aż trener Jerzy Matlak wygrzebie się z kłopotów. Jest pierwszym trenerem kadry i nic się nie zmieniło. Przeżywa teraz rodzinny dramat i na pewno potrzebuje spokoju. Matlak to bardzo rozsądny facet, wie jakie ma zalety, jakie ma wady. Wymyślimy dobre rozwiązanie. Pierwszą rzeczą, do jakiej dążyliśmy, to wytworzenie chemii w drużynie. Udało się, stąd te sukcesy.

Tak z ręką na sercu - wierzył pan w sukces siatkarek?

- Jak prezes może nie wierzyć? Nie mam takiego charakteru, żeby szukać dziury w całym. Zawsze optymistycznie podchodzę do życia.

Rok 2009 jest wspaniały dla polskiej siatkówki - kończy go złoto i brąz mistrzostwo Europy. Co dalej?

- Nim powiem, co dalej, proszę, by dziennikarze zwrócili uwagę, skąd biorą się takie sukcesy. Złożyły się na nie pozytywne cechy charakteru Polaków. Polak potrafi, a nie odnosi sukcesy tylko dlatego, że inni są słabi, że fart nam sprzyja. To, co zrobiły nasze reprezentacje, to niesamowita sprawa. Nie pokonaliśmy w drodze po medal jakichś trzeciorzędnych rywali, tylko mocarzy. Zrobiliśmy to bez największych gwiazd, które mam nadzieję zmobilizują się teraz i będą chcieć grać w kadrze. Jeśli teraz powie ktoś: nie chcę grać, opowiemy mu: to nie graj, będą medale bez ciebie.

Po takich wynikach musimy utrzymać poziom. Zainteresowanie ludzi siatkówką jest olbrzymie. Wykorzystajmy więc te fantastyczne sukcesy.

Jak PZPS chce je wykorzystać?

- Bardzo dużo rzeczy robimy, tylko nikt na to nie chce spojrzeć.

Jakieś konkrety.

- Ruszyła Akademia Siatkówki. Chcemy opracować system nauczania, by na każdym poziomie siatkarki i siatkarze ćwiczyli w oparciu o sprawdzone wzorce. Filmy, książki, wszystko, co potrzebne jest trenerom, będzie do ich dyspozycji.

Jak sukces kadry przełoży się na kobiecą ligę? Był pan kiedyś w hali biednej jak mysz kościelna Stali Mielec?

- Pewnie, że byłem. I wiem, że brakuje pieniędzy. Trzeba działać. Mamy różnorakie pomysły. Od momentu powstania zawodowej ligi i tak jest już olbrzymi postęp, tego nie zrobimy z dnia na dzień.

Ale jakie pomysły?

-Mamy bardzo ciekawe, ale jesteśmy otwarci na szeroką dyskusję jak to zrobić? Może A pan ma jakiś pomysł? Dyskutujmy wszyscy: działacze, dziennikarze, prezesi klubów, zawodnicy. Teraz, po takich sukcesach, siatkówka jest pierwszym sportem, do którego powinni pchać się sponsorzy.

- Mamy przecież sponsora strategicznego związku, on pomaga klubom w zależności od miejsca w tabeli. I nie są to małe pieniądze - zapewniam.

A może trzeba powiększyć grono sponsorów? Myślimy w tym kierunku, naprawdę.

Stwórzmy razem coś fajnego. A nie tylko, że działacze źli, itd. Mamy sukces, cieszmy się nim, wykorzystajmy go. Nie mówmy, że brązowy medal to fuks, tylko pochwalmy te dziewuchy, bo na to zasłużyły.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.