Primera Division. Strach przed Realem i Barceloną

Real Madryt pokonał Tenerife 3:0, a Barcelona Malagę 2:0. Wielkie hiszpańskie kluby nie straciły jeszcze punktu w tym sezonie.

Sparaliżowani widokiem koszulek Realu i Barcelony rywale wychodzą na boisko jak na egzekucję. Czekają, aż wielcy wbiją im gola, pragną, aby ich koszmar jak najszybciej się skończył.

Strach rywali najlepiej widać w meczach Barcelony, której grą od miesięcy zachwyca się cały świat. Ligowi przeciwnicy zdają się Katalończykom nie przeszkadzać, dołączają do obserwatorów delektując się popisami barcelońskich czarodziei. Sporting Gijon, Getafe, Atletico Madryt i Racing Santander bez straty gola wytrzymały z mistrzami 18, 66, 2 i 21 minut. W sobotę Malaga przetrwała 39 minut.

Real poprzedni sezon kończył serią pięciu porażek z rzędu i mimo letniego szaleństwa transferowego aż takiego przerażenia wśród rywali nie wzbudzał. W pierwszej kolejce Deportivo La Coruńa dwa razy doprowadzało do wyrównania, ale mimo kolejnych szans na strzelenie gola przegrało 2:3. Nadzieja przeciwników zgasła. Od tamtej pory Real nie stracił ani jednej bramki.

Skład wystawiany przez Manuela Pellegriniego i Josepa Guardiolę nie ma znaczenia. W sobotę w Realu od pierwszej minuty zagrali Royston Drenthe i Esteban Granero, na ławce usiedli Kaka i Gonzalo Higuain. Pellegrini stara się oszczędzać gwiazdy, od pierwszej kolejki stosuje rotację.

Guardiola w sobotę zostawił na ławce Zlatana Ibrahimovicia, którego bolała kostka. Na szpicy zagrał Thierry Henry, wspomagany przez Leo Messiego i Pedro Rodrigueza. Henry już w pierwszej połowie doznał kontuzji, zmienił go Szwed i strzelił pierwszego gola. Barca nie zachwycała jak w poprzednich meczach, ale łatwo zwyciężyła. - Po kilku kolejkach mówicie, że mistrzostwo zdobędą Barca albo Real. To brak szacunku dla naszych rywali - mówił Guardiola.

Mało kto mu wierzy, bo czwarte w poprzednim sezonie Atletico nie wygrało jeszcze meczu i zajmuje miejsce w strefie spadkowej. Marząca o powrocie do Ligi Mistrzów Valencia traci już do liderów siedem punktów.

Nadzieję na walkę z faworytami daje Sevilla, która punkty straciła tylko z Valencią, a w sobotę łatwo pokonała Athletic Bilbao 4:0. - Za wcześnie, by przesądzać, czy tytuł rozstrzygną między sobą Barca i Real. Możemy z nimi rywalizować - mówi trener Manolo Jiménez.

Prawdziwy test jego drużynę czeka za tydzień, gdy na Ramón Sánchez Pizjuán przyjedzie Real Madryt. Jeśli "Królewscy" wygrają, ich przewaga nad Sevillą wzrośnie do sześciu punktów.

Liczba kolejki

5

goli w pierwszych pięciu meczach Barcelony strzelił Zlatan Ibrahimović. Trafiał w każdej kolejce i wyrównał klubowy rekord należący do Cesara z sezonu 1950/51. Rekord ligowy wynosi siedem kolejek i należy do Vilanovy (Hércules, sezon 1939/40), Prudena (Atlético Madryt, 1940/41) i Quiniego (Sporting Gijón, 1979/80). Cristiano Ronaldo z Realu Madryt trafiał w czterech pierwszych meczach i także pobił klubowy rekord. Na ligowy nie ma już szans, bo z Tenerife bramki nie zdobył.

Więcej o:
Copyright © Agora SA