ME Siatkarek: Na co stać Polki, czyli "wykuwanie Złotek"

W Bydgoszczy, Katowicach, Łodzi i Wrocławiu rozpoczynają się w piątek mistrzostwa Europy siatkarek. Polki znów mogą stać się Złotkami, pod warunkiem że nie dadzą sobie wmówić, jak bardzo są osłabione i narażone na presję kibiców

W pierwszej rundzie na nasze siatkarki czeka Hiszpania, Chorwacja i Holandia, w drugiej - na pewno Rosja oraz Bułgaria, Belgia lub Białoruś. Wśród nich tak naprawdę liczą się tylko Holenderki i Rosjanki. Wystarczy wygrać z jedną z tych drużyn (o porażkach z pozostałymi nikt ze zdrowym rozsądkiem nie wspomni), by zapewnić sobie półfinał.

"Złotka" przed startem: poprzeczka wysoko, gwiazd brak

- A później wszystko może się zdarzyć. Ten zespół stać na medal, może nawet na mistrzostwo - mówi Andrzej Niemczyk, trener, dzięki któremu polskie siatkarki stawały się Złotkami dwukrotnie - w 2003 i 2005 roku. - Chłopakom się udało, choć nie byli w łatwej sytuacji, dziewczyny też na to stać. Możemy stać się potęgą na lata.

Siatkarki jak ognia unikają porównań do złotej ekipy Daniela Castellaniego. Ale ich nie unikną, bo również popadły w kadrowe tarapaty i również mają dość łatwą drogę do czołowej czwórki - przed półfinałami nie spotkają się z wysoko notowanymi Włoszkami, Serbkami, Niemkami i Turczynkami.

W polskiej lidze męskiej - uznawanej za trzecią najmocniejszą na świecie - Castellani znalazł zastępstwo dla Wlazłego, Winiarskiego czy Świderskiego. Ale nasza kobieca siatkówka to ewenement. Od blisko dekady trenerom udaje się zebrać reprezentacje aspirujące do medali, choć przyzwoitość sportowa i finansowa w lidze kończy się na dwóch klubach z Bielska-Białej i Muszyny. Dlatego perełek trzeba szukać wszędzie - i np. Agatę Mróz trener Niemczyk wyciągnął z prowincjonalnego Ostrowca.

Apetyt "Złotek" na złoto

Jak będzie teraz? Jeszcze przed pierwszą fazą przygotowań wiadomo było, że nie można liczyć na największą gwiazdę ostatnich lat Małgorzatę Glinkę ani na Marię Liktoras (obie zdecydowały się urodzić dziecko). Później kadrę zaczęły dziesiątkować kontuzje, które wyeliminowały m.in. Katarzynę Skowrońską oraz Katarzynę Skorupę. Wstrząsnął nią także niewyjaśniony do dziś przypadek Doroty Świeniewicz, która rezygnację z reprezentacji tłumaczyła chamstwem siatkarskich internautów.

Osłabiona drużyna przebrnęła przez eliminacje do przyszłorocznych mistrzostw świata, a później miewała udane sparingi nawet przeciwko najsilniejszym rywalom. Nikt nie potrafi jednak odgadnąć, czy zespół ten będzie miał tyle zacięcia i determinacji, ile miały ekipy Niemczyka. Na pewno nie chce tego zrobić trener Jerzy Matlak, któremu optymistyczne prognozy nie chcą przejść przez gardło, tak jak z głowy nie chce mu wyparować poczucie krzywdy po utracie kilku czołowych zawodniczek.

Siatkarki nie chcą porównywania ich do siatkarzy, a selekcjoner nie lubi porównań do poprzedników - Marco Bonitty i Niemczyka. Zwłaszcza tego drugiego, który dwoma złotymi medalami wylał fundament pod kolejne sukcesy - jak na razie nieosiągalne. Dla Matlaka - wynajdującego tysiące powodów, dla których Polki nie są faworytkami - medal jest obowiązkiem wyznaczonym mu i przez kibiców, i przez władze PZPS. To pod tym warunkiem dostał od związku kadrę, niepowodzenie na Euro oznacza automatyczną dymisję.

Ale Matlak to nie Niemczyk. On nie zapowie głośno, że z Holenderkami wygra w trzech setach, a Rosjanki będą po meczu beczeć jak dzieci. Choć warsztatowo obaj są z tych samych szkół, to jednak trudno zestawić ich styl zarządzania ludźmi.

Pierwszy dawał zawodniczkom nieograniczoną swobodę. Czasem aż do przesady, pozwalając, by razem z kadrą czas spędzali ich najbliżsi. Dochodziło do tego, że to siatkarki wyganiały Niemczyka z hotelowego baru, bo jutro czekał je kolejny krok po złoto.

U Matlaka rządzi tylko Matlak. Trzyma zespół twardo, do tego stopnia, że Polki - w obawie przed sponsorami, rodzinami i dziennikarzami - jako jedyne nie mieszkają w centrum Łodzi, lecz zostały skoszarowane w podmiejskim lesie, do którego zaglądają co najwyżej okoliczne lisy i sarny.

Dziś Polki zmierzą się jednak nie tylko z teoretycznie najsłabszą w grupie Hiszpanią, ale i oczekiwaniami 14 tysięcy kibiców, którzy wykupili wszystkie bilety na mecz w łódzkiej Arenie. Trener jeszcze nie wie, jak jego drużyna poradzi sobie z presją, ale siatkarki starają się nie dać sobie wmówić ani tego, że są osłabione, ani tego, że oczekiwania Polaków mogę je przytłoczyć.

- Zagramy na najwyższym poziomie, powinna być czwórka - zapowiada libero Mariola Zenik.

- Strach? Ja się nie boję, czujemy się podekscytowane - dodaje Joanna Kaczor.

Z takim nastawieniem ta kadra jest w stanie sięgnąć nawet po złoto.

Barańska nie chce składać żadnych deklaracji - czytaj tutaj ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.