Rewolucja na żużlu: ciszej, wolniej, drożej

Koniec z głośnymi motocyklami - żużlowcy muszą dostosować się do wymogów Unii Europejskiej.

Hałas na żużlu jest naturalny - zawodnicy osiągają wyjątkowe prędkości dzięki bardzo dużej mocy silników. Ich odgłosy ograniczane są przez tłumiki. Te, których żużlowcy używają w trzech ligach w Polsce, rozgrywkach za granicą i w cyklu Grand Prix, wyciszają hałas do 98 decybeli. To jednak ciągle za dużo. Unijna dyrektywa 2002/49/WE określa to dokładnie: za dnia mieszkańcy Wspólnoty nie mogą być narażeni na więcej niż 85 decybeli, nocą maksymalnie 65. Większość zawodów - np. wszystkie turnieje Grand Prix - odbywa się po zmroku. A więc norma jest przekraczana aż o jedną trzecią.

Skuteczniejsze tłumiki żużlowcy testowali przed Grand Prix w Słowenii. Zachwyceni nie byli. Silniki są cichsze, ale znacznie wolniejsze. W porównaniu z obecną siłą motocykli tracą około sekundy na każdym z czterech okrążeń. Wyścig wolniejszy o 4-5 sekund to w żużlu nie jeden krok wstecz, ale dwa. Wyciszenie - i w efekcie zwolnienie - silników to również mniej emocji dla kibiców: szanse na walkę żużlowców są niewielkie. - Ciekawe, co np. zrobić z rekordami torów? Pobicie ich po takich zmianach technicznych będzie właściwie niemożliwe - mówi jeden z zawodników polskiej ligi.

Spełnienie norm unijnych to także ogromne wydatki. Silniki kosztują od kilku do kilkudziesięciu tysięcy złotych, ale koszty ich przestawienia nie są aż tak wielkim problemem. Gorzej z tłumikami. Jedyny model z homologacją żużlowej federacji to produkt słoweńskiej firmy Akrapović, która już korzysta z roli monopolisty. Jej tłumiki kosztują ponad tysiąc złotych za sztukę - dwa razy więcej niż konkurencji. Żużlowiec w sezonie potrzebuje ich nawet kilkudziesięciu.

Toruń daje 3,5 mln zł, by gościć Grand Prix ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.