Daniel Castellani - czy trener z ludzką twarzą wytrwa do 2014 roku?

Raul Lozano był świetnym selekcjonerem, ale potrzebował wrogów, żeby wygrywać. Czy Daniel Castellani zdoła go przebić dzięki temu, że zostanie naszym pierwszym trenerem z importu, którego polubią wszyscy, nawet polscy koledzy po fachu? - pisze z Izmiru korespondent "Gazety Wyborczej" i Sport.pl Rafał Stec.

Spektakularny sukces osiągnęli obaj Argentyńczycy. Lozano poprowadził siatkarzy do srebra mundialu, na który czekaliśmy 32 lata. Castellani dołożył złoto mistrzostw Europy, po które Polacy nie sięgnęli nigdy, nawet w mitycznych czasach Huberta Wagnera.

Obaj oddychają siatkówką, pracują z pasją, obsesyjnie skupiają się na niuansach, analitycznymi umysłami prześwietlają taktykę przeciwnika i drobiazgowo organizują grę własnej drużyny. Dzieli ich usposobienie oraz stosunek do ludzi, którymi kierują, i szerzej - stosunek do świata.

Z twierdzy na wolność

Bohater ME Piotr Gruszka poprzedniego selekcjonera nazwał matematykiem, a obecnego humanistą. Lepszego wskazać nie umie. - Jesteśmy szczęściarzami, że trafiliśmy na nich obu. Daniel kontynuuje dzieło Raula - mówi.

Kiedy Lozano recenzował swoich graczy, odwoływał się przede wszystkim do kryteriów merytorycznych, oceniał ich czysto sportowe zalety i wady. Trzymał grupę twardą ręką, osobiście ją nadzorował, chciał kontrolować każdy ruch podwładnych. Dowodził żołnierzami, wydawał rozkazy.

Castellani, jak sam to ujmuje, najpierw widzi człowieka, a dopiero potem zawodnika. Czerpie z doświadczeń żony, z wykształcenia psychologa. - To klucz nowoczesnego zarządzania, także w firmach. Podwładny będzie produktywny, jeśli zrozumiesz, że ma uczucia, rodzinę, życie osobiste. Nie opiekuję się siatkarzami, którzy oprócz bycia siatkarzami bywają ludźmi. Opiekuję się ludźmi, którzy wykonują zawód siatkarza - tłumaczy.

Różnice między selekcjonerami każdy reprezentant Polski poznał na samym początku współpracy. Kiedy Castellani sporządzał regulamin drużyny, pytał zawodników, co im się podoba, a co nie. Lozano regulamin po prostu ogłosił.

Inny złoty medalista Marcin Możdżonek opisuje Castellaniego tak: - Nasz kolega, ale specyficzny, bo zawsze ma rację.

Michał Bąkiewicz: - Daniel jest koleżeński, stara się do każdego podejść, zagadać i go dowartościować. Zachowuje się jak psycholog, cały czas pamięta o tych, którzy grają mniej. Każdy musi czuć się akceptowany i niezbędny. Przerobiłem to w Skrze Bełchatów [tam Castellani pracował wcześniej]. Sportowo miałem trudną sytuację, ciężko było wskoczyć do szóstki przy Stephanie Antidze i Dawidzie Murku, ale czułem się w tym układzie bardzo dobrze.

Michał Ruciak: - Nigdy nie widziałem, by trener wpadł w furię.

Lozano w furię wpadał. Nie znosił sprzeciwu, lubił toczyć wojny, w konfliktach się spełniał. Wrogów w środowisku mu przybywało - niekoniecznie z jego winy, choć czasem wywoływał wrażenie, jakby ich potrzebował, żeby wygrywać. Obcych lustrował spojrzeniem pochmurnym i podejrzliwym. Reprezentacja pod jego dowództwem przeżywała permanentny stan oblężenia, Argentyńczyk zamykał ją w twierdzy, scalał ją poprzez opozycję do zewnętrznego świata i kreowanie poczucia zagrożenia. Nie wszyscy siatkarze go uwielbiali, wszyscy szanowali.

Castellaniego nie sposób nie lubić. Siatkarze zwracają się do niego jak do kumpla. Jest łagodny, pojednawczy - nawet ustępliwy, ciepły, otwarty, czasem zdumiewająco jak na trenera szczery. Chętnie podaje nazwiska, na które postawi w meczu za tydzień, drobiazgowo objaśnia swoje wybory, opowiada publicznie o hierarchii w drużynie - potrafi np. przeliczyć na procenty szanse graczy na występ w turnieju. Lozano wpadał w złość, zanim pytania rozpoczynającego się od słowa "dlaczego" wysłuchał do końca.

Czy wytrwa do 2014 roku

Kiedy PZPS ogłosił nazwisko nowego selekcjonera, uważnie śledzącym dzieje reprezentacji przemknęła przez głowę myśl, że działacze ryzykują. Na początku dekady zdarzyło się już, że kadra przechodziła z rąk surowego belfra (Ireneusza Mazura) w ręce fachowca (mistrza olimpijskiego Ryszarda Boska), który zostawił graczom mnóstwo swobody, wymagając, żeby dla własnego dobra zachowywali się profesjonalnie. Przegrał. Swoboda przerodziła się w swawolę.

Castellani wygrał. Przynajmniej na razie. Być może trafił w sprzyjający moment (starsi siatkarze dojrzeli) i na właściwych ludzi (młodsi bardziej świadomie kształtują karierę). A być może zastosował skuteczniejsze techniki perswazyjne.

Twardy być potrafi. Łukaszowi Kadziewiczowi wysłał mocny sygnał. Podczas sierpniowych kwalifikacji do mistrzostw świata tylko jemu w całej drużynie - wicemistrzowi świata! - nie pozwolił rozegrać ani jednej, choćby symbolicznej akcji. Nawet w meczu bez znaczenia z Francją, już po zdobyciu awansu.

Dziś Castellani przeżywa to, co srebrnej jesieni 2006 roku przeżywał Lozano - podejmowany z honorami i obwołany geniuszem. Czy jego następca przebije osiągnięciami poprzednika, który na podium już nie wrócił, a z Polski wyjeżdżał skłócony z kilkoma siatkarzami i wieloma działaczami?

Na razie Castellani wydaje się - choć, przypomnijmy, żadnemu kryzysowi jeszcze podołać nie musiał - kandydatem na selekcjonera bardziej kompletnego. Dlatego że lubi słuchać innych, nie zagarnia sukcesu dla siebie, wszystkich traktuje jak siatkarzy - każdego chce dowartościować i pochwalić.

Dziennikarzy podbił przyznaniem się do błędu po zwycięstwie nad Turcją - opowiadał wówczas, że kompletnie chybił z przemową na odprawie, bo tak siatkarzy zmotywował, że ci byli - jak się zorientował w trakcie gry - niezadowoleni ze zbyt skromnego prowadzenia. Wciąż przypomina, że bez rekomendacji Lozano do Polski pewnie nigdy by nie przyjechał. Po zdobyciu złota wystosował bardzo długie podziękowania dla wszystkich ludzi naszej siatkówki - wręcz pogratulował im złota, uznał je za wspólne osiągnięcie.

To bezcenne w polskim sporcie - reagującym alergicznie na powodzenie importowanej myśli szkoleniowej, nadwrażliwym na każde słowo, które nie docenia zasług środowiska. Domniemanych bądź rzeczywistych.

Nie wiadomo, ile w zachowaniach Castellaniego naturalnego, ujmującego sposobu bycia, a ile wystudiowanych posunięć wirtuoza kształtowania pożądanych relacji interpersonalnych. Nieważne. O powodzeniu jego misji - prezes PZPS chciałby go widzieć na stanowisku do mundialu w Polsce w 2014 roku! - może przesądzić to, czy po zejściu z boiska z wielkiego trenera nie będzie się przeistaczał w mniejszego człowieka. Gest Castellaniego: oddał medal premierowi jako reprezentantowi narodu

Sebastian Świderski: Oddam drugiego Achillesa za medal kolejnej imprezy ?

Więcej o:
Copyright © Agora SA