PGE GKS rozpoczynał sezon z wielkimi ambicjami sięgającymi nawet czołowej trójki. Ambicje nie były pozbawione podstaw, bowiem poprzednie rozgrywki drużyna zakończyła na piątym miejscu, do końca walcząc o europejskie puchary. Latem sprowadzono kilku nowych zawodników, udało się też utrzymać najlepszych. Na przeciwnym biegunie był Ruch Chorzów przeżywający kłopoty finansowe.
Ale pierwsze kolejki przyniosły bardzo zaskakujące wyniki. Bełchatowianie w pięciu spotkaniach zdobyli dwa punkty, a ich sobotni rywale aż 12. Na dodatek Ruch w czterech ostatnich spotkaniach nie stracił gola, dlatego był faworytem meczu z GKS.
- Jestem w takiej sytuacji jak Leo w Mariborze - przyznawał Rafał Ulatowski, trener drużyny z Bełchatowa i asystent byłego już selekcjonera. Porażka, a nawet remis, mogły bowiem przechylić szalę na jego niekorzyść, choć szefowie klubu zapewniali, że są cierpliwi. Pojawiły się też informacje, że sam szkoleniowiec w razie niepowodzenia zrezygnuje.
Gdyby ktoś przed spotkaniem nie widział tabeli ekstraklasy, byłby zapewne przekonany, że to gospodarze są wiceliderami, a Ruch wlecze się w ogonie. Chorzowianie potwierdzili w Bełchatowie, że poziom ligi jest bardzo słaby. Ich sposób na grę polegał na wybijaniu piłki w kierunku Andrzeja Niedzielana. Finezji nie było w tym za grosz.
Podopieczni Ulatowskiego grali z rozmachem i fantazją, w czym celowali młodzi pomocnicy - Janusz Gol i Mateusz Cetnarski oraz Tomasz Wróbel. Cetnarski popisywał się znakomitymi prostopadłymi podaniami. Gdyby jeszcze na boisku był Dawid Nowak, Ruch szybko zostałby pozbawiony złudzeń o korzystnym wyniku. Ale gwiazda GKS oglądała swoich kolegów z trybun, ponieważ wciąż leczy kontuzję mięśnia, której doznała pod koniec poprzedniego sezonu. Zastępujący go Maciej Korzym marnował okazję za okazją.
- Gdybym wiedział, że tak będą grali, tobym wcale nie przyjeżdżał - komentowali chorzowscy oficjele. Bo piłkarze Ruchu byli słabi. Szczęściu, nieskuteczności bełchatowian i świetnej postawie Krzysztofa Pilarza zawdzięczają, że stracili gola dopiero w 54. min. Później pomogli im sędzia (nie uznał prawidłowego gola Jacka Popka, dopatrując się spalonego) i bramkarz Łukasz Sapela, którzy przepuścił strzał Tomasza Brzyskiego z rzutu wolnego. Obrońca z Chorzowa mógł powtórzyć swój wyczyn, ale kopnięta z 40 m piłka przeleciała obok słupka, podczas gdy bramkarz GKS siedział już na ziemi i tylko bezsilnie patrzył.
W ostatnich minutach sprawiedliwości stało się jednak zadość, bo gospodarze byli zdecydowanie lepsi. Przyznał to trener Ruchu Waldemar Fornalik, Ulatowski zaś mówił o kamieniu, który spadł z serca, i powrocie do życia. Jeśli jeszcze do gry powróci Nowak, to to życie może być na całkiem niezłym poziomie. Bo GKS ma naprawdę duży potencjał, a liga jest słaba, o czym świadczą sukcesy Ruchu.
Niezależnie od tego, kto będzie następcą Beenhakkera, Rafał Ulatowski raczej zakończył już przygodę z reprezentacją. Jego dalsza praca na stanowisku asystenta selekcjonera jest wykluczona. - W tej chwili skupiam się na pracy w Bełchatowie - przyznaje sam zainteresowany.