Wygrany dreszczowiec z Hiszpanami

- Przecierpieliśmy nasz najsłabszy mecz na turnieju, a Hiszpanie zagrali najlepiej w tym roku - mówił rozemocjonowany trener Daniel Castellani. Polscy siatkarze musieli bronić meczbola, zanim pokonali mistrzów Europy 3:2

205, 211, 206. Żadnej drużynie rywalizującej w Izmirze nie wystarcza centymetrów, by chronić swoje boisko wyższym blokiem. Bez czuwających pod siatką Bartosza Kurka, Marcina Możdżonka i Piotrka Gruszki Polacy nie zatrzymaliby w pasjonującej końcówce tie-breaku hiszpańskiej nawałnicy. Najpierw ocalili drużynę oni, sekundy potem decydujący cios zadał Daniel Pliński.

- Przydała się znajomość Miguela Falaski. Od razu widziałem, do kogo będzie wystawiał - wychrypiał po meczu Pliński. On, czterech jego kolegów z kadry i trener Castellani nawyki hiszpańskiego rozgrywającego znają na pamięć. Przez cały sezon pracowali z nim w Skrze Bełchatów.

A było już bardzo źle. Kiedy piłka wibrowała, sunąc po zbiciu Gruszki po całej długości siatki, by spaść po polskiej stronie, kiedy Hiszpanie przymierzali się do ostatniego serwisu, wydawało się, że o półfinał będzie trzeba się bić do ostatniego meczu drugiej rundy.

Dotąd wyższość Polaków nad przeciwnikami do tego stopnia nie podlegała dyskusji, że mecze dla niezaangażowanych emocjonalnie kibiców mogły wydawać się wręcz nudne - nawet jeśli wpadali w drobny kryzys i zepsuli dwie lub trzy akcje, to w następnych błyskawicznie wybijali rywalom z głów jakiekolwiek złudzenia.

We wtorek nudno nie było. Przeciwnie, siatkarze zafundowali nam pierwszy dreszczowiec na ME.

Hiszpanie mieli prosty plan - rozstrzelać naszych serwisem. Albo pourywać im dłonie (kiedy uderzali z pełną siłą), albo zmusić do fruwania nad całym boiskiem (kiedy trącali piłkę subtelnie, szukając precyzyjnego celu). Ryzykowali na całego, nie bacząc na cenę. Choć w pierwszej partii zepsuli aż sześć zagrywek, inne dezorganizowały biało-czerwony atak w samym jego zaraniu - Polacy zbijali z zaledwie 28-procentową skutecznością, słabiej niż w jakimkolwiek rozegranym dotąd w Izmirze secie.

Ale podjęli wymianę ciosów, na arcymocne uderzenia Hiszpanów odpowiadali mocniejszymi. To była bitwa, w której mało kto chciał zbijać sprytnie, cała energia szła w odpalanie kolejnych petard. Nawet lubiący wstrzymywać rękę Gruszka postanowił poprzybijać przeciwników do parkietu. Znów, podobnie jak w meczu z Niemcami, atakował najczęściej, znów mylił się rzadko.

Nie mógł zawieść, bo po raz pierwszy zatrzymany został Bartosz Kurek.

- Jest niesamowity. Kiedy ma słabszy moment, coś mu nie wyjdzie, zachowuje się jak pies, który wychodzi z wody, szybko się otrząśnie i wraca do zabawy, jak gdyby nic się nie stało - mówi o nim Castellani. We wtorek Kurek otrząsnąć się nie zdołał. Trener Julio Velasco, którego Polak uwiódł poprzednimi występami, zadbał, by jego siatkarze przetrwali kanonadę.

Widać było, jak Kurka próbują wesprzeć koledzy, jak gromadnie go poklepują, jak zaufaniem wciąż obdarza go rozgrywający Paweł Zagumny. Bez skutku. Młody skrzydłowy coraz częściej kręcił głową, pudłował z zagrywki, nieprecyzyjnie przyjmował. Aż stanął w rogu hali. Wrócił dopiero w tie-breaku.

Okazję, by się odkuć, jeszcze dostanie niejedną, bo kadra znów dowiodła słuszności słów Castellaniego, który z zapałem powtarza mantrę o pracy grupowej jako jedynej drodze do sukcesu. I który oczekuje od siatkarzy, by nigdy nie dali się złamać, nie tracili agresywności w grze, nie widzieli w konieczności wprowadzenia zmienników osłabienia drużyny.

Kurek w polu dla rezerwowych nie wyglądał na osowiałego. Przeciwnie, oglądał skaczących kolegów roztańczony, rozentuzjazmowany zdobywanymi punktami.

W tie-breaku boisko płonęło od emocji. Hiszpański rozgrywający awanturował się z sędzią, jego koledzy wdawali się w dyskusje z Polakami. - Ja też zaczepiałem Nodę, cały czas próbowałem nawiązać z nim kontakt, bo sam czułem się bardzo mocny. Chciałem wyprowadzić go z równowagi - opowiadał Gruszka.

Polacy mogli wygrać wcześniej. W czwartym secie roztrwonili prowadzenie 14:9, potem przeżyli jeszcze jedną fatalną serię. - Byliśmy wściekli, że im to puściliśmy. No, ale dzięki temu wygraliśmy horror. Takich emocji jeszcze w tym sezonie kadry nie przeżyłem - mówił Pliński.

Castellani wyróżniał Piotra Gacka, chwalił odbiór serwisu. Całkiem zadowolony nie był. - Hiszpanie wreszcie wypadli dzisiaj jak prawdziwi mistrzowie Europy, ale i my zawiniliśmy - tłumaczył. - Moi zawodnicy grali sercem. Szło im ciężko, musiałem przypominać, że nie zawsze da się grać perfekcyjnie, że czasem trzeba po prostu utrzymać się w walce.

Polacy nie tylko się utrzymali. Rozciągnęli jeszcze zwycięską passę do 15 meczów - dłuższą przeżyli w bieżącej dekadzie tylko raz, w 2006 roku, kiedy pruli po wicemistrzostwo świata. Jeśli w środę pokonają Słowację, awansują do półfinału ME. Transmisja w Polsacie o 16.30.

"Złotka" zszokowane grą siatkarzy: Życzymy im medalu! Gruszka: Staraliśmy się o agresję >

Więcej o:
Copyright © Agora SA