ME siatkarzy. Castellani: Trzeba wygrywać natychmiast

- Wiemy, że losowanie było sprzyjające, traktujemy to jako wielką szansę. Zadowolony będę tylko wtedy, jeśli awansujemy do półfinału - mówi selekcjoner polskich siatkarzy Daniel Castellani. Mistrzostwa Europy zaczynają się w czwartek w Turcji.

W poniedziałek reprezentacja wylądowała w Izmirze, w którym pozostanie do końca turnieju, niezależnie od wyników. Zamieszkała w hotelu Hilton z widokiem na morze. W czwartek zagra z Francją, dzień później z Niemcami.

Daniel Castellani: - To kluczowe mecze, potrzebujemy totalnej koncentracji. I dlatego że trzeba natychmiast zacząć wygrywać, by potem nie zależeć od innych, nie sprawdzać wyników, zająć się tylko sobą. I dlatego że z tymi rywalami oraz Hiszpanami powinniśmy walczyć o półfinał.

Rafał Stec: Francuzi stracili z powodu kontuzji podstawowego rozgrywającego Pierre'a Pujola, a jego zmiennik zakończył karierę w kadrze. To ich bardzo osłabia...

- Prawda, zwłaszcza tak nagła strata, tuż przed turniejem, uprzykrza życie. Ale i u nas wywołuje niepewność, bo ich następców nie znamy. Poza tym skrzydłowi klasy Samiki i Antigi czynią Francję niebezpieczną zawsze, niezależnie od kłopotów na innych pozycjach.

Jak na przebieg meczu z Niemcami wpłynie to, że rywali prowadzi Raul Lozano, który zna nawyki, atuty, wady Polaków?

- Będzie miał mniejsze znaczenie, niż się zdaje. W czołówce naprawdę wszyscy wiedzą o sobie prawie wszystko, nikt do Turcji niedostępnych tajemnic nie przywiózł. Dużo się będzie o tym mówić co najwyżej przed meczem, na boisku siatkarze szybko zapomną o tym, kto trenuje przeciwników. Zacznie się normalne kombinowanie, jak ich przechytrzyć. Poza tym Raul przeżył naprawdę dobry czas z kadrą, miał sukcesy, to nie jest ten przypadek, że ktoś chce na byłym trenerze rewanżu. Tak czy owak Niemcy są bardzo groźni - brakuje im jeszcze stabilności w grze, ale nigdy się nie zatrzymują, nie przestają walczyć, niezwykle trudno ich złamać.

Was też trudno złamać. 11 zwycięstw z rzędu to piękna seria...

- W większości to były mecze towarzyskie, a one służą do konstruowania gry i budowania poczucia własnej wartości, nie wszystko natomiast mówią o klasie drużyn. Pamiętamy o tym i nie spodziewamy się, że rywale stawią nam w Izmirze taki sam opór.

Na pewno konkurenci zrozumieli, czego się spodziewać po Bartoszu Kurku, dostrzegli w nim skrzydłowego światowej klasy. O punkty może być mu ciężej...

- Musi do tego przywyknąć. I przywyknie w trakcie turnieju. Po kilku meczach zrozumie pewne rzeczy i będzie musiał przejść to, co inni znakomici zawodnicy już przeszli. Wierzę w niego, jak dotąd dojrzewał bardzo szybko.

Największy problem miała kadra z atakującym. Piotr Gruszka wreszcie przystosował się do tej pozycji?

- Nie zawiedzie, nawet jeśli nie będzie wybitnym bombardierem. Pewne braki trzeba i można naprawiać w innych elementach gry. Zresztą dotyczy to całej reprezentacji. Jeśli kuleje atak, lepiej serwuj, blokuj i broń, a wszystko sobie zrekompensujesz. Paradoks polega na tym, że czasem pewne luki czynią zespół bardziej wszechstronnym i kompletnym, zmuszają go do szukania innych rozwiązań i pomagają odnaleźć wiele nieodkrytych wcześniej rezerw. Wierzę, że i nam się uda. My w ogóle nie myślimy o tym, czego i kogo nam brakuje. Widzimy tylko to, co jest.

I na razie jest świetnie. Włoski trener Andrea Anastasi ogłosił po porażce w finale Memoriału Wagnera, że dla niego jesteście faworytami do złota.

- Niedawno podobnie chwalił Bułgarów. Gierki. Wywiera presję na innych, dodaje wiary swoim.

Kiedy Grecy zdobyli sensacyjne mistrzostwo Europy w piłce nożnej, potęgi się sprężyły i na następnym mundialu niespodzianek nie było żadnych. Złoto Hiszpanów w siatkówce było sensacją zbliżonego kalibru. Też będzie rewanż wielkich? Ma pan hipotezę wyjaśniającą notoryczne klęski wiecznych faworytów - Rosjan?

- Nie umiem przewidzieć, czy niespodzianki będą. Zawsze na końcu jest czynnik ludzki, np. psychiczna niezdolność do wytrzymania presji przez fantastycznie zdolnych atletów. Co do Rosjan, to przypuszczam, że oni nie umieją odpowiedzieć na wyzwania modernizacji, wręcz nie chcą widzieć, jak nasza dyscyplina ewoluuje. Ci, którzy dochowali się siatkarskiej kultury dającej przez lata zwycięstwa, nie zawsze chcą się zmieniać. A zmieniać się trzeba. Przecież w futbolu też nawet Brazylijczycy nie grają tak jak w erze Pelego i Tostao - teraz biegają, biją się, bronią, są wytrzymali. Tutaj bym szukał problemu Rosjan, choć podkreślam - to tylko nieśmiała teoria, oparta na obserwacjach z oddali. Nie chcę zabrzmieć zarozumiale.

Wy na Rosjan szybko nie wpadniecie. Przyzna pan, że drogę do medalu moglibyście mieć znacznie bardziej wyboistą. Kto wie, czy jeszcze kiedykolwiek zdarzy się, że w drodze do strefy medalowej Polska uniknie aż czterech najwyżej sklasyfikowanych rywali...

- Wiemy, że losowanie było sprzyjające, ale traktujemy to jako wielką szansę, a nie szukamy słabości u rywali. Będę zadowolony, tylko jeśli awansujemy do półfinału. Skończymy turniej wcześniej - nie wrócę do Polski szczęśliwy.

Inna sprawa, że pamiętam poprzednie mistrzostwa, rewelacyjne wyniki nie tylko Hiszpanów, ale i czwartych Finów. To nakazuje ostrożność, uświadamia zmiany zachodzące w siatkówce. Nigdy nie wiesz, która drużyna zaskoczy akurat w najważniejszym momencie. A może wystarczyć jeden błąd, żebyśmy wylecieli z turnieju.

Czy utrzymanie poziomu gry z eliminacji mundialu i Memoriału Wagnera wystarczy, żeby dojść do półfinału?

- Powinno, choć myślę, że jesteśmy w stanie grać jeszcze trochę lepiej.

Pytanie, czy utrzymać się uda. Trenerzy lubią mówić, że nie sposób zaplanować kilku szczytów formy. Siatkarze są fizycznie przygotowani na 100 proc.?

- Owe 100 proc. to moim zdaniem teoria istniejąca tylko w książkach. W lekkiej atletyce, gdzie finał trwa jeden dzień, możesz celować w najważniejszy moment. W turnieju trwającym 10 dni najważniejszych momentów jest zbyt dużo. Trzeba myśleć realnie, próbować utrzymać 80-85 proc. fizycznych możliwości graczy. Reszta tkwi w sferze mentalnej - agresywności, koncentracji, odporności nerwowej.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.