Real Madryt: Nowa galaktyka rodzi się w bólach

Florentino Perez chce wybudować w Madrycie drużynę, jakiej nie było. Drogę do historii utrudniają mu rywale, piłkarze i... były szef klubu Ramon Calderon. W poniedziałek o 21 pierwszy mecz nowej galaktyki w Irlandii.

Od kilku dni na realową gorączkę choruje Irlandia. Choć drużyna przyjechała do Dublina bez odpoczywających po Pucharze Konfederacji Ikera Casillasa, Raula Albiola, Kaki i Sergio Ramosa, witały ją tłumy. Poniedziałkowy sparing z Shamrock Rovers zobaczy 10 tys. widzów, choć stadion może pomieścić ledwie 3,5 tys. Kosztujących 125 euro biletów oczywiście nie ma.

Gdy dwa miesiące temu Perez zostawał prezesem Realu Madryt, nikt nie docenił jego wyobraźni. Po wracającym na Santiago Bernabeu władcy spodziewano się budowy drugiej wersji Galacticos. Jego ambicje sięgają dalej. - Naszym celem jest zbudowanie najlepszej drużyny w historii - wyznał kilka dni temu.

Szybkie transfery Cristiano Ronaldo i Kaki sugerowałyby, że plan zawładnięcia światem futbolu wprowadza z łatwością. Nic z tego. Wiadomo już, że nie da rady sprowadzić do Madrytu Francka Ribery'ego. Zaloty Hiszpanów tak zdenerwowały szefów Bayernu, że ci zagrozili zaskarżeniem klubu do FIFA. Prawa ręka Pereza Jorge Valdano ogłosił, że rezygnuje z Francuza.

Z tą stratą pogodzono się łatwo. Gorzej, że nic nie wychodzi z hiszpanizacji drużyny. Z czterech letnich transferów tylko Raul Albiol ma paszport mistrzów Europy. Nie udało się ściągnąć Davida Villi z Valencii, kiepsko idzie przekonywanie Liverpoolu do oddania Xabiego Alonso. Anglicy wyceniają go na 35 mln euro i puszczą tylko wtedy, jeśli piłkarz publicznie zażąda transferu.

Rzucania kłód pod nogi przez rywali Perez pewnie się spodziewał. Ale sporo kłopotów miał też przez Calderona. Były prezes rok temu obiecał Ronaldo, że Real zapłaci za niego Manchesterowi United przynajmniej 80 mln funtów. Gdyby dawał mniej, a mistrzowie Anglii ofertę odrzucili, piłkarzowi należałoby się 28 mln funtów odszkodowania. Portugalczyk otwierał listę marzeń Pereza, ale przez Calderona jakiekolwiek negocjacje z MU były niemożliwe.

Na nieszczęście Pereza kontrakt Ronaldo okazał się ledwie jedną z przykrych niespodzianek, jakie zostawił mu poprzednik. Kilka dni temu ujawniono, że w razie transferu Klaasa Jana Huntelaara Real musi przelać byłemu pracodawcy piłkarza, Ajaksowi, 7 mln euro.

Gdyby Holendra na Santiago Bernabeu pokochano, nikt specjalnie nieodpowiedzialnością Calderona by się nie martwił. Ale w Madrycie łatwiej znaleźć piewców geniuszu Leo Messiego niż kibica Huntelaara. Nie lubił go poprzedni trener Juande Ramos, nie ceni obecny Manuel Pellegrini. Dyrektor sportowy Jorge Valdano także nie widzi dla niego miejsca w nowej drużynie. Jedynego obok Calderona zwolennika Holendra Predraga Mijatovicia z Realu przepędzono.

Wart pół roku temu 20 mln euro Huntelaar otwiera listę transferową wicemistrzów Hiszpanii. Wielu ofert nie dostał, bo kontrakt z Realem gwarantuje mu netto 3,5 mln euro rocznie. Na taki wydatek stać VfB Stuttgart. Niemcy chcą za niego zapłacić 18 mln euro. Real dostanie tylko 11.

Ale dziś dla Pereza ważny jest każdy sprzedany piłkarz. Valdano usłyszał niedawno, że po wydaniu 203 mln euro bardziej niż na kupowaniu musi się skupić na sprzedawaniu piłkarzy. Liczącej ponad 30 osób kadry Realu nie sposób zmieścić już w klubowym autobusie.

Oprócz Huntelaara odejść mają Álvaro Negredo, Arjen Robben, Mahamadou Diarra, Gabriel Heinze i Rafael van der Vaart. W razie dobrych ofert bez żalu pożegnani zostaną Ruud van Nistelrooy i Royston Drenthe. Na całej operacji prezes Realu chce zarobić 100 mln euro. Kłopot w tym, że prezesowe biurko nie ugina się od ofert dla niechcianych piłkarzy.

Dlatego Perez szuka pieniędzy gdzie indziej. Zapowiedział sponsorom klubu, że jeśli chcą przedłużyć wygasające za kilka lat umowy już teraz muszą płacić więcej. Na pierwszy ogień poszedł Adidas. Niemiecka firma do 2012 r. ma przelewać na konto Realu 30 mln euro rocznie. Perez szum wokół nowego zespołu ocenia na dwa razy więcej.

Plan Pereza spowodował, że Real wzbudza dziś więcej emocji niż Barcelona, która kilka tygodni temu zakończyła najlepszy sezon w historii. - Życzymy jej wszystkiego najlepszego. Naszym celem nigdy nie było zniszczenie Barcy - powiedział prezes Realu. Ale pewnie wie, że bez zwycięstw nad Katalończykami wejść do historii się nie da.

Wydatki Florentino Pereza

Villarreal gromi 27:0 - czytaj tutaj ?

Copyright © Agora SA