Wimbledon: Siostry Williams znów razem w finale

Serena po raz czwarty zagra z Venus o tytuł w Wimbledonie. Jelena Dementiewa była w czwartek o włos od pokonania tej pierwszej. Rozstawiona z jedynką Dinara Safina ugrała z Venus... dwa gemy mniej niż Agnieszka Radwańska

Najpierw do finału awansowała Serena. W najlepszym pojedynku kobiecego turnieju z trudem pokonała Dementiewą 6:7 (4-7), 7:5, 8:6.

Venus spędziła na korcie niecałą godzinę i właściwie się nie spociła. Upokorzyła Dinarę Safinę, numer jeden światowego tenisa, gromiąc ją 6:1, 6:0. Agnieszka Radwańska we wtorek urwała Amerykance dwa gemy więcej (przegrała 1:6, 2:6). Venus ma szansę na szósty tytuł i trzeci z rzędu, co po raz ostatni udało się osiągnąć w Wimbledonie Steffi Graf. W finale będzie faworytką, bo młodsza siostra z Dementiewą męczyła się aż 2 godz. 49 min, ustanawiając rekord kobiecych półfinałów.

Nikt w Londynie nie spodziewał się, że 27-letnia Rosjanka w ogóle stawi faworytce opór. Od kilku dni trąbiono, że na pewno będziemy mieli kolejny finał z udziałem sióstr Williams. - Na zacięty mecz mogę chyba liczyć, dopiero gdy zagram z Venus - uśmiechała się na konferencjach prasowych rozstawiona z dwójką Serena.

Okazało się, że nie tylko. Dementiewa (nr 4) zagrała znakomicie i gdyby zachowała więcej zimnej krwi, mogła z Sereną wygrać. Większa siła uderzeń od początku była po stronie potężnie zbudowanej Amerykanki, ale Rosjanka zniwelowała moc ostrzału świetnym poruszaniem się po korcie i bardzo dobrym serwisem. Na tle gepardzich ruchów Dementiewej Serena momentami była ociężała i powolna jak żółw. Nie nadążała do piłek sprytnie rozrzucanych przez Rosjankę po narożnikach kortu. Jelena po mistrzowskim tie-braku wygrała pierwszego seta, w drugim też prowadziła, ale Williams w kluczowych momentach zawsze wyciągała z rękawa asa albo jakąś piłkę-rakietę. Drugą partię Rosjanka minimalnie więc przegrała. W decydującym secie prowadziła 3:1, a przy 5:4 miała meczbola, ale dziesięciokrotna amerykańska triumfatorka turniejów Wielkiego Szlema zagrała wtedy przy siatce wspaniale, tak jak kilka chwil później, gdy porykując i prężąc muskuły, cieszyła się z awansu do finału.

Dementiewa pokazała, że z Williams można powalczyć, ale na wygraną nie starczyło cierpliwości. - Jelena zagrała świetny mecz, zmusiła mnie do maksymalnego wysiłku. Cieszę się, że daliśmy kibicom trochę emocji - mówiła Amerykanka, która w Londynie awansowała do piątego finału. W sobotę spróbuje wygrać turniej po raz trzeci. - Serena uderza z taką mocą, że czujesz się, jakbyś grała z mężczyzną, ciężko ją powstrzymać. Żałuję meczbola, bo kiedy Serena ruszyła do siatki, mogłam próbować zagrać lepiej - kręciła głową Rosjanka, która w 2004 r. grała w finałach US Open i Rolanda Garrosa.

W piątek męskie półfinały

Andy Murray, czyli piąty od II wojny światowej Brytyjczyk w najlepszej czwórce Wimbledonu, zmierzy się z Amerykaninem Andym Roddickiem. - Murray powinien wygrać, bo jest lepszy. Obawiam się tylko, czy łatwo będzie mu grać z 60 mln ludzi na plecach - żartował z oczekiwań rodaków wobec Murraya Lleyton Hewitt, który Roddickowi uległ w ćwierćfinale.

W drugim półfinale Szwajcar Roger Federer zagra z Niemcem Tommy Haasem. To uczta dla estetów tenisa, bo obaj rywale kochają trawę i umieją na niej grać pięknie. Będą jednoręczne bekhendy i mnóstwo technicznych fajerwerków. Haasowi nikt nie daje jednak większych szans ze zmierzającym po szósty tytuł Federerem.

Wimbledon (pula nagród 12,5 mln funtów). Półfinały kobiet: S. Williams (USA, 2) - J. Dementiewa (Rosja, 4) 6:7 (4-7), 7:5, 8:6; V. Williams (USA, 3) - D. Safina (Rosja, 1).

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.