Bryant i James będą walczyć o koszykarskiego szaleńca?

- Każdy gwiazdor jest bardzo rozumny i doskonale potrafi rekrutować zawodników - mówi David Bauman, agent Rona Artesta. Skrzydłowy, który poprzedni sezon spędził w Houston Rockets, jest wolnym zawodnikiem i czeka na propozycje. Wszechstronny zawodnik przydałby się w najmocniejszych zespołach - Los Angeles Lakers lub Cleveland Cavaliers.

- Gwiazdy potrafią czasem lepiej zachęcić potencjalnych zawodników niż dyrektorzy generalni klubów i ich ludzie - mówi Bauman. - Pomiędzy Kobe i Ronem czy LeBronem i Ronem zawsze mają miejsce jakieś rozmowy. Myślę, że zostawię sprawy własnemu biegowi właśnie w tym miejscu - dodaje agent Artesta.

Jego klient to jeden z najbardziej nieobliczalnych zawodników NBA. Świetny obrońca, ale i solidny gracz ataku. 30-letni skrzydłowy ma jednak reputację szaleńca. Karierę w NBA zaczynał w Chicago Bulls jako "ulubiony byczek" Michaela Jordana, ale po trzech latach trafił do Indiana Pacers. Tam był prowodyrem jednej z największych bójek w historii NBA.

W listopadzie 2004 roku, w końcówce rozstrzygniętego już meczu w Detroit, w którym Pacers prowadzili wysoko z Pistons, Artest celowo i brutalnie sfaulował Bena Wallace'a. Ten rzucił się na rywala z pięściami. W trakcie przepychanki Artest położył się na stoliku sędziowskim, czym rozsierdził fanów - jeden z nich rzucił w niego kubkiem z piwem. Wtedy Artest rzucił się na trybuny, gdzie bił kolejnych kibiców, a po powrocie na parkiet nokautował kolejnych.

NBA zawiesiła go do końca sezonu, czyli na 73 mecze i play-off. Sportowa kariera Artesta załamała się - zawodnik zażądał transferu z Pacers (przeszedł do Sacramento Kings), ale coraz częściej było o nim głośno z powodu niesportowych fauli, zmienianych fryzur i numerów (w karierze kolejno miał na koszulce 23, 91, 15, 93, 96) oraz konfliktów z zawodnikami i trenerami. Coraz częściej przypominał Dennisa Rodmana, który na parkiecie robił nie tylko to, co dotyczyło koszykówki. Jego sportowe umiejętności schodziły na dalszy plan.

Rok temu przeszedł do Houston, gdzie w minionym sezonie zdobywał średnio po 15,6 punktu, miał 4,3 zbiórki i 4,2 asysty na mecz. Był bardzo ważnym elementem zespołu, który napsuł wiele krwi późniejszym mistrzom NBA Los Angeles Lakers w II rundzie play-off. Rockets przegrali tylko 3:4, a Artest nieźle spisywał się przeciwko Bryantowi.

Między oboma zawodnikami iskrzyło - w meczu nr 2 Bryant w walce o pozycję pod koszem uderzył Artesta łokciem w szyję, co w myśl przepisów NBA takie zagranie oznacza wyrzucenie z parkietu. Ale sędziowie uderzenia nie widzieli i odgwizdali w tej sytuacji faul... Artesta, który był bliski wściekłości. Po chwili nacierał na Bryanta, krzycząc mu coś do ucha, a w końcu pokazał gest oznaczający podcięcie gardła - ostatecznie wyleciał z hali.

Teraz, zdaniem agenta Artesta, Bryant może zachęcić tego zawodnika do przejścia do Lakers. Mistrzowie NBA chcą stworzyć dynastię z co najmniej trzech kolejnych tytułów, a mogą potrzebować skrzydłowego, bo bliski odejścia jest Trevor Ariza. W Lakers Artest miałby szansę walczyć o swój pierwszy tytuł.

Ale tego samego chce James, który po transferze do Cleveland Cavaliers Shaquille'a O'Neala, namawia do gry u swojego boku innych koszykarzy. Lokalne media podały, że we wtorek James spotkał się z Artestem w... Los Angeles.

Bauman, który powtarza, że Artest chciałby zostać w Rockets, mówi także, że jego klient w wyborze klubu będzie się kierował przede wszystkim szansami na zdobycie mistrzostwa. Wygląda na to, że Bryant i James już w wakacje rozegrają pierwszy, prestiżowy mecz.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.