Radwański: Tenis to biznes bez sentymentów

Ludzie, przecież ja nie odkryłem Ameryki! Tu nie chodzi o to, że my jesteśmy chciwi czy mamy w nosie Polskę. Ujawniłem mechanizmy załatwiania występu gwiazd na turniejach. Tak zawsze w tenisie było, jest i będzie. Na całym świecie. Coś nam obiecano i nie dotrzymano słowa. Dlatego Agnieszka nie zagrała w Warszawie

Domachowska odpadła, Radwańska mierzy w ćwierćfinał w Paryżu ?

Jakub Ciastoń: Nie sądzi pan, że afera z Warsaw Open zepsuła wizerunek teamu Radwańskich? Na forach internetowych większość osób nie jest po waszej stronie. Nie rozumieją, dlaczego chciał pan pieniędzy za start Agnieszki w jedynym polskim turnieju.

Robert Radwański , ojciec i trener Agnieszki: - Właśnie dlatego ujawniłem tę historię, bo 99,9 proc. ludzi w Polsce myśli pewnie do dziś, że Szarapowa przyjechała do nas, bo lubi Warszawę, a Hantuchova dobrze się czuje, wdychając nasze powietrze. Ludzie nie rozumieją, na czym polega zawodowy tenis. To jest biznes, a nie rekreacyjna zabawa weekendowa. Tak jak pan Stefan Makarczyk [dyrektor imprezy] nie organizuje turnieju w celach charytatywnych, tylko żeby zarobić, tak nikt w zawodowym tenisie nie gra dla zabawy, tylko dla pieniędzy. W tenisie nie ma sentymentów, jeżdżenie na turnieje z sympatii do dyrektora turnieju to są bajki.

"Nic dla nas nie masz, tylko szczytne ideały. Dla innych masz na zachętę, a dla nas nie" - pisze pan w mailu, który ujawnił Makarczyk.

- Ujawnienie tego maila to jest chwyt rodem z komunistycznych służb specjalnych. Ten list był wyrwany z kontekstu naszej korespondencji. Z panem Makarczykiem sprawę startu Agnieszki w Warsaw Open negocjowaliśmy od roku. W listopadzie pan Makarczyk przyjechał do nas do domu na dwa dni do Krakowa. Zapadły pewne ustalenia, a potem się z nich wycofał. Mam mnóstwo bardzo ciekawych maili od pana Makarczyka, ale ich nie ujawnię, bo jestem poważnym biznesmenem. Gdybym to zrobił, skompromitowałbym się na całym świecie. Polecam za to teraz wszystkim robienie interesów z panem Makarczykiem, tylko proszę uważać, bo jak się ktoś z nim nie dogada, to on może ujawniać prywatne maile.

Od początku oczekiwał pan pieniędzy za start Agnieszki. To naprawdę było normalne?

- Ludzie, przecież ja nie odkryłem Ameryki! Tu nie chodzi o to, że my jesteśmy chciwi. Ja po prostu ujawniłem mechanizmy załatwiania występów gwiazd na turniejach. Tak zawsze w tenisie było, jest i będzie. Na całym świecie. Wie to każdy człowiek znający się na tenisie. Nie ma sentymentów czy patriotyzmu. Jak w Moskwie nie będzie wszystko ustalone jak należy, to żadna Rosjanka nie przyjedzie na turniej.

W 2006 r. Agnieszka dostała dziką kartę na warszawski J&S Cup. Wtedy wystrzeliła jej kariera. Może trzeba się teraz było odwdzięczyć?

- Przebijanie się w górę to długotrwały proces. W czasach juniorskich trzeba jeździć po świecie, wydawać mnóstwo pieniędzy, a w zamian nic nie ma. Agnieszka jest tam, gdzie jest, czyli na 12. miejscu na świecie, dzięki swojej ciężkiej pracy i pomocy rodziny. Jedyną osobą, której coś jeszcze zawdzięczamy, jest Ryszard Krauze, który właśnie na samym początku kariery bardzo nam pomógł finansowo. Agnieszka tak naprawdę przebiła się na szczyt bez dzikich kart, bo nigdy nie stała za nami potężna firma menedżerska, która je załatwia. Przypisywanie sobie zasług, że jedną dziką kartą stworzyło się sukces Agnieszki, to głupoty.

Radwańska: to paranoja jak jestem traktowana w Warszawie Potrzebna była ta cała afera? Nie lepiej było milczeć?

- Umówiliśmy się na coś z dyrektorem Makarczykiem, on nie dotrzymał słowa. Zaczynało powstawać wrażenie, że my w Warszawie grać nie chcemy, bo nie lubimy Polski i w ogóle odbiła nam palma. Musiałem to wyjawić. Od początku się z tym nie kryłem. Już w niedzielę przed startem turnieju powiedziałem, że nie dotrzymano ustaleń z listopada.

Ujawni pan całość korespondencji z szefem turnieju?

- Tylko jeśli sprawą zainteresuje się WTA albo trafi ona do sądu.

Gdyby w listopadzie wiedział pan, że nie będzie pieniędzy, Agnieszka zapisałaby się do startu w Warszawie?

- Oczywiście, że nie. To jest niekorzystny termin. Po trzech wyczerpujących startach w Stuttgarcie, Rzymie i Madrycie i tuż przed Rolandem Garrosem.

W listopadzie byliście dogadani, to w którym momencie wszystko się popsuło?

- W listopadzie pan Makarczyk miał za sobą poważnego sponosora - firmę Orange - i obiecywał złote góry, ale potem negocjacje mu się rozsypały. Dlaczego? Proszę zapytać w Orange. Wiosną powiedział, że jest kryzys, ma trudności z zapięciem budżetu i będzie ciężko. Po raz pierwszy powiedział o ratowaniu polskiego tenisa i patriotyzmie. Wtedy jeszcze z Agnieszką mówiliśmy sobie, że i tak zagramy. Ale coś w nas pękło, gdy nagle okazało się, że w turnieju, który nie ma ponoć pieniędzy, zagra najdroższa tenisistka świata, czyli Szarapowa. Według wcześniejszych ustaleń to miały być mistrzostwa Polski open, miały zagrać Polki i polonuski. Miała być Agnieszka, Karolina Woźniacka, Sabina Lisicka. Zamiast tego pojawiły się Rosjanki i Słowaczka. Widocznie ktoś uznał, że to ciekawsze.

Czy ten turniej nie zmieni pana nastawienia do współpracy z agencjami menedżerskimi. Może profesjonalna agencja byłaby skuteczniejsza w negocjacjach?

- Mój błąd, że traktowałem pana Makarczyka poważnie, jak człowieka, z którym można co najmniej korespondować. To dla mnie nauczka.

Agnieszka symulowała kontuzję?

- Naprawdę była kontuzjowana. Każdy zawodowy sportowiec dobrze wie, że jakby bardzo chciał, to może ból przezwyciężyć. Agnieszka pewnie jeden czy dwa mecze w Warszawie byłaby w stanie zagrać. Ale nie chciała.

Nie namawiała pana, żeby jednak zagrać?

- Agnieszka była równie zniesmaczona. Przełomowy był moment, gdy dowiedziała się, że zagra Szarapowa. Była właściwie doprowadzona do furii. Dyrektor właśnie niedawno nas przekonywał, że brakuje mu pieniędzy na wymianę mączki na korcie.

Nie zagracie już w Polsce?

- Nie zagramy nigdy w turnieju organizowanym przez pana Makarczyka.

Ruszył Roland Garros. Co pan powie o losowaniu Agnieszki i Urszuli?

- Agnieszka nie wylosowała źle. Paragwajka de los R~os to specjalistka od gry na ziemi, ale ma już swoje lata, jest u schyłku kariery. Ula ma gorzej, bo Belgijka Yanina Wickmayer to bardzo solidna tenisistka. Wygrała niedawno w Estoril pierwszy turniej WTA. Uderza bardzo płasko, czyli podobnie do Uli. To nie będzie klasyczny tenis ziemny, raczej wymiana ciosów dwóch specjalistek od twardych kortów.

Czy warszawska awantura nie wpłynie negatywnie na Agnieszkę? Nie grała od dwóch tygodni?

- Wręcz przeciwnie, to powinno pomóc. Agnieszka odpoczęła i wyleczyła plecy.

Jaki wynik by was zadowolił?

- Agnieszka powinna powtórzyć wynik z poprzedniego roku, czyli 1/8 finału. Traci sporo punktów, bo odejdzie jej też wygrany turniej w Stambule. Ula stawia sobie nieco niższe wymagania, ale też ma apetyt na przejście kilku rund.

Kto jest faworytką do zwycięstwa we French Open?

- Ciężko nawet zgadywać. Mamy w tenisie wymianę pokoleniową. Może któraś z młodszych zawodniczek?

CO MÓWIŁ STEFAN MAKARCZYK*

"Ten turniej nikomu nie zapłacił startowego, nawet Szarapowej"

"Rosjanka przyjechała do Warszawy, bo chciała przygotować się do Rolanda Garrosa. Zdecydowały wyłącznie względy sportowe. Przyjechała dzięki moim dobrym kontaktom z jej agencją IMG, po prostu wybrała turniej, gdzie nie było zawodniczek z pierwszej dziesiątki. Bała się szybkiej porażki"

"Jeśli Agnieszka powtarzała we wszystkich wywiadach, że chciała zagrać w Warszawie, to nie rozumiem, dlaczego tego nie zrobiła. Jeśli była kontuzjowana, to dlaczego następnego dnia nosiła worki z cementem na akcji charytatywnej pod Piasecznem?"

"Maila od pana Radwańskiego ujawniłem, bo miałem już dość spekulacji i pomówień. Pewne rzeczy musiały ujrzeć światło dzienne. To nie jest atak na Agnieszkę"

"Sprowadzanie gwiazd tenisa na turnieje przypomina negocjowanie przyjazdu gwiazd muzyki rozrywkowej. W tenisie pertraktuje się z agentami lub rodzicami. W tym przypadku potwierdzam, że rozmowy były, ale nie było żadnych zobowiązań finansowych z mojej strony. Turniej miał kłopoty z dopięciem budżetu, to cud, że w ogóle się odbył"

* - dyrektor Warsaw Open w wywiadzie dla "Gazety" 18 maja i na konferencji prasowej 21 maja

Dla Sport.pl

Tomasz Iwański, były tenisista i trener Nadii Pietrowej, obecnie pracuje z reprezentacją Kazachstanu

Nie jest tajemnicą, że z Robertem Radwańskim często się nie zgadzamy w różnych sprawach i najzwyczajniej nie przepadamy za sobą, ale uważam, że to, co zrobił Stefan Makarczyk, ujawniając prywatną korespondencję z Radwańskim, było po prostu świństwem. Tenis to czysty biznes. Agnieszka na koniec kariery odniesie sukces, jeśli na koncie będzie miała dużo pieniędzy. Każdy, kto jest w tym biznesie, wie, że tak to wygląda. Nie ma miejsca na patriotyzm, nic nie ma za darmo. Negocjowanie startowego w turniejach to normalna sprawa. Trudno mi ocenić, kto komu co obiecał w tej konkretnej sytuacji i kto nie dotrzymał zobowiązań. Obaj panowie mieli się prawo nie dogadać, a nawet pokłócić, ale dyrektor turnieju, ujawniając prywatną korespondencję, strzelił sobie w stopę. W środowisku tenisowym wszyscy mu to zapamiętają.

Rumuńska królowa deszczu wygrała Warsaw Open - czytaj tutaj ?

Więcej o:
Copyright © Agora SA