Fruwając pod koszem: United Colors of Benetton

Nie wiemy, które z czterech drużyn walczących jeszcze w II rundzie play offów awansują do finałów konferencji. NBA ustawiła mecze numer 7 bez szacunku dla niedzielnych deadline'ów "Gazety". Wiemy jednak, kto na ten awans najbardziej zasłużył.

Kiedy w połowie sezonu najlepszy strzelec i lider Houston Rockets, Tracy McGrady, zdecydował się odpuścić rok żeby wyleczyć chore kolano, koledzy wzruszyli ramionami. "Życie toczy się dalej, przynajmniej wiemy na czym stoimy i na co możemy liczyć." - powiedział Shane Battier. I Rockets wygrali 33 z 47 meczów sezonu zasadniczego, w których nie grał Tracy.

Kiedy w drugim meczu play offów nie wytrzymało stare kolano Dikembe Mutombo, drugiego centra i mentalnego lidera drużyny, Rockets też się nie poddali. Wygrali z wyżej notowanymi Portland Trail Blazers, a w drugiej rundzie wyrwali nawet pierwszy mecz z najlepszymi w sezonie zasadniczym na Zachodzie Los Angeles Lakers.

Ale kiedy nogę złamał numer jeden Rockets, center Yao Ming, to już absolutnie wszyscy postawili na nich krechę. Wszyscy, łącznie z przedwcześnie koronowaną (również przez nas) na Mistrzów Zachodu hrabiowską ekipą Lakers. Denver Nuggets w ostatniej chwili musieli odwoływać rezerwację na sobotnie bilety lotnicze do Los Angeles. A jaśniepaństwo znad jezior doszli do wniosku, że awans wywalczy się za nich sam. Phil Jackson od kilku dni udziela wywiadów na temat Finału Konferencji z Nuggets, a kolejne porażki bagatelizuje wzruszeniem ramion "Najważniejsze, że wciąż mamy przewagę własnego parkietu". Kobe Bryant przypomina nam, że nie jest Michaelem Jordanem. Statystyki ma dobre (choć dalekie od Jordanowskich) ale w decydujących momentach brakuje mu turbodoładowania, no i nie jest w stanie porwać kolegów. Andrew Bynum, którego podobno w ubiegłym roku tak bardzo brakowało, zagrał przeciwko grającym bez centra Rockets jeden dobry mecz. Lakers chyba uznali, że zwycięstwo nad Rockets im się po prostu należy - za zasługi. I tłumaczą się kontuzjami, co w kontekście problemów, z którymi borykają się rywale zakrawa na kuriozum. Rockets nie marudzą. Rockets po prostu grają w koszykówkę.

Dzielne Rakiety wygrały dwa z trzech kolejnych meczów z Lakers, doprowadziły do meczu numer 7 i są o krok od sprawienia bodaj największej sensacji w historii NBA. Kim są ci panowie?

Na centrze Chuck Hayes. Metr dziewięćdziesiąt osiem wzrostu, tyle co Kobe Bryant. Na centrze. Pięknie śpiewa i chciałby kiedyś zostać aktorem. Podobno najlepszy w drużynie w rzutach z połowy boiska. Na pewno nikt w NBA (nawet Shaq) nie rzuca wolnych tak brzydko jak on (można to zobaczyć ).

Na pozycji silnego skrzydłowego Luis Scola, Argentyńczyk, mistrz olimpijski z Aten. Zdaniem niektórych kobiet - najpiękniejsza fryzura w NBA. 24 pkt. i 12 zb. w zwycięskim meczu nr 6: "Nie ma Yao więc ktoś musi oddawać te rzuty, których on nie rzuca. Dziś akurat padło na mnie."

Niski skrzydłowy - Shane Battier. Mulat. W dzieciństwie w jego okolicy biali nie chcieli z nim grać w koszykówkę, bo jest czarny. Czarni się z niego śmiali, że jest biały. Zawziął się i nauczył się grać lepiej od jednych i drugich. Nazywany Kobe Stopperem, bo jako jeden z nielicznych w NBA potrafi (czasem) powstrzymać Kobego Bryanta. W meczu nr 4 zdobył 23 pkt., o 8 więcej niż Kobe.

Rzucający obrońca - Ron Artest. Największy rozrabiaka w NBA. Kiedyś ruszył w trybuny hali w Detroit, żeby pobić kibica drużyny przeciwnej, który oblał go piwem. Kiedy pod koniec szóstego meczu z Portland, który zdecydował o awansie Rakiet do drugiej rundy zanurkował w trybuny za uciekającą piłką, już tam pozostał. Powiedział potem: "Przecież zdarzało mi się już wbiegać na trybuny." W serii przeciwko Lakers już dwukrotnie wyleciał z boiska za brutalne faule.

Rozgrywający - Aaron Brooks. Najlżejszy koszykarz w całej NBA. Kiedy Rafera Alstona sprzedano do Orlando, został nagle pierwszym rozgrywającym. Podołał. Klucz do rywalizacji z Lakers. Wyłączył z gry weterana Dereka Fishera, w trzech zwycięskich meczach zdobywa średnio 26 punktów na skuteczności 57%. W przegranych - 11 punktów na skuteczności 35%.

Na ławce Carl Landry, dwa miesiące temu postrzelony w udo przez bandziorów, którzy wcześniej stuknęli w jego samochód. Opuścił tylko 6 meczów i wrócił do gry, w ochronnej opasce na udzie . Dikembe Mutombo już wymyślił dla niego nowy pseudonim boiskowy - Tupac (po zastrzelonym w porachunkach ulicznych hip hopowcu). W meczu nr 6 Tupac rzucił 15 pkt.

Von Wafer, specjalista od zakładów, trend setter, właściciel najfajniejszej zdaniem wielu mężczyzn fryzur w lidze - charakterystycznego tomahawka nazywanego "vonhawkiem".

I jeszcze trzech eleganckich facetów w garniturach. Tracy, Yao i Dikembe.

Są skromni, pokorni, nie zepsuci. Agresywni w obronie i żądni walki. Część z nich trafiła do NBA przypadkiem, gdzieś z końca albo spoza draftu. Inni tułali się po innych klubach, nie mogąc znaleźć sensu gry w koszykówkę. Można tu znaleźć cały świat - Azję, Afrykę, Amerykę Południową i Północną. Wszystkie możliwe rasy. "Jesteśmy jak United Colors of Benetton" - mówi Ron Artest.

W filmie "Monty Python i Święty Graal" jest taka scenka z kalekim czarnym rycerzem, który - choć w walce traci najpierw obie ręce a potem obie nogi - nadal chce się bić z głównym bohaterem. W końcu nasz bohater odjeżdża, pozostawiając na ziemi podskakujący kadłubek - nadal dziarski i skłonny do bitki.

Tacy właśnie są Houston Rockets.

Kronika towarzyska

12-letni Houstończyk, Angel Garza, został odesłany ze szkoły do domu. Nauczyciel kazał Angelowi coś zrobić z włosami. Angel wystrzygł sobie na głowie logo Houston Rockets, podążając za modą zapoczątkowaną przez Rona Artesta. Ojciec Angela (sam ma taką fryzurę) jest oburzony i nie zamierza podporządkować się wymogom szkoły (regulamin mówi tylko, że fryzura ma być schludna). Fryzura jest dla Rakiet szczęśliwa więc rodzice zdecydowali, że dopóki Rockets pozostają w grze, Angel do szkoły nie pójdzie.

Anegdota, która pokazuje, co dla Rockets oznacza słowo "drużyna". Kiedy Dikembe Mutombo w połowie sezonu trafił do Houston, kontuzjowany debiutant Joey Dorsey powiedział mu, że jest dumny, że ma takiego kolegę w drużynie. Mutombo szybko wyprowadził go z błędu "Definicja kolegi z drużyny mówi co innego. Jesteśmy kolegami z szatni. Koledzy z drużyny pocą się razem, walczą razem, razem wygrywają albo przegrywają mecze. Czy powiesz kiedyś swoim dzieciom, że grałeś z Mutombo? Nie możesz tego powiedzieć. Możesz powiedzieć, że dzieliliśmy tę samą szatnię i tyle. Nigdy nie przybiliśmy piątki na parkiecie. Ale jesteś wspaniałym kolegą z szatni."

Tako rzecze Shaq

"Przyznaję się do zażywania środków dopingujących. Płatki śniadaniowe zmieszane z płatkami owocowymi i bananem. Proszę, nie próbujcie mnie oceniać."

Złota myśl

"Nie mamy szans wygrać meczu numer siedem. Ale będziemy próbować." - Aaron Brooks, rozgrywający Houston Rockets.

Magic z Celtics na śmierć i życie ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.