We wtorek Międzynarodowa Federacja Samochodowa (FIA) ogłosiła, że od tego roku mistrzem świata będzie kierowca, który wygra największą liczbę wyścigów. W przypadku równej liczby triumfów liczyć się będą punkty. To one rozstrzygną także kolejność w klasyfikacji generalnej na miejscach 2-20.
- Nie wyobrażam sobie, że te zmiany pomogą F1, szczególnie mam na myśli nowy system wyłaniania mistrza - napisał Schumacher. - Nie wiem jaki sens ma przyznawanie mistrzostwa komuś, kto zdobył mniej punktów niż inny kierowca. Choć zgadzam się, że zwycięstwa w wyścigach powinny mieć większe znaczenie.
Schumacher dał do zrozumienia, że lepszym rozwiązaniem była propozycja stowarzyszenia zespołów (FOTA), które - po przebadaniu preferencji fanów - złożyło FIA projekt, w którym trzech pierwszych kierowców dostawałoby więcej punktów niż obecnie. Zamiast 10, 8 i 6 punktów najlepsi w wyścigu dostawaliby odpowiednio 12, 9 i 7. Zwycięstwo byłoby warte więcej.
Nowe przepisy o 'tytule za zwycięstwa' uderzą w Kubicę?
40-letni Schumacher, który wciąż współpracuje z Ferrari jako doradca, uważa, że głównymi konkurentami włoskiego zespołu w rywalizacji o tytuł będą Renault, Toyota, Williams i Brawn GP. - McLaren w tym momencie wygląda bardzo źle - ocenił Schumacher.
Walka o mistrzostwo rozpoczyna się Grand Prix Australii, które odbędzie się w dniach 27-29 marca.
Analiza testów: Brawn GP i Toyota w czołówce, BMW Sauber dalej