Do Jerzego Engela w sprawie Ligi Mistrzów

- Do pana obowiązków, panie trenerze, nie należy firmowanie - przepraszam za słowo, ale ono precyzyjnie oddaje istotę rzeczy - bredni o idyllicznym stanie polskiego szkolenia - pisze dziennikarz Sport.pl i ?Gazety Wyborczej? Rafał Stec.

Podyskutuj o liście na blogu Rafała Stec ?

Z gryzącą zazdrością spoglądałem w środę na ekstazę Serba Nemanji Vidicia, który strzelał gola dla Manchesteru United w megahicie Ligi Mistrzów. Zazdrośnie spoglądałem nawet na rozpacz Dejana Stankovicia, również Serba, który zdawał sobie sprawę, że jego Inter Mediolan znów nie osiągnie międzynarodowego sukcesu. Do mnie docierało wtedy co innego - że za pewien czas, gdy obaj wymienieni zakończą kariery, zastąpią ich być może kolejni Serbowie - 21-letni Zoran Tosić i 16-letni Adem Ljajić kupieni przez Manchester w grudniu.

W jeden wieczór przyjąłem stężoną dawkę niezbitych dowodów, jak wspaniałych piłkarzy wychowuje Serbia. Nie trzeba przywoływać reszty nazwisk związanych z uznanymi klubami - a znalazłoby się mnóstwo! - by wiedzieć, że jej przedstawiciele nie przyplątali się przypadkowo, lecz należą do elity na stałe. Dobiegający schyłku kariery Stanković, szalejący w kwiecie wieku Vidić, przyszłościowe żółtodzioby Tosić i Ljajić. Słynne firmy biorą przedstawicieli wszystkich pokoleń, Serbowie wylansowali markę futbolistów świetnych z inklinacjami do wybitności.

O ponadprzeciętnym potencjale reprezentacji

Pan, panie trenerze, jako dyrektor sportowy PZPN lansuje markę gracza polskiego na skromniejszą, lokalną skalę. Jesienią oznajmił pan publicznie, że dysponujemy pomocnikami światowej klasy i nie widać w Europie nawet kilku reprezentacji o większym potencjale. W lutym wyczytałem na oficjalnej stronie PZPN, że polska szkoła trenerów "jest zaliczana do najlepiej pracujących" na kontynencie, co uzasadnione zostało wyższością wytrenowanego u nas skrzydłowego Błaszczykowskiego nad wytrenowanym w Holandii skrzydłowym Smolarkiem.

Nie zamierzam znęcać się nad oboma wywodami, ich cudaczna nonsensowność jest zbyt oczywista, a rzeczywistość usiłują zakłamać w tonie bliskim bezczelności. Przygnębia mnie tylko podejrzenie, że pan naprawdę wierzy, iż jest dobrze. Psychologia doskonale zna przypadki osób, które widzą - zwłaszcza w lustrze - więcej, niż jest do zobaczenia. Kłopot w tym, że ofiarą narcyzmu pada tylko sam narcyz, a ofiarą zakrzywionego widzenia u rządzących PZPN padają tysiące chcących zawodowo kopać piłkę. Jeśli nie wchłoną solidnej edukacji w wieku chłopięcym, już zawsze będą na tle obcej konkurencji wyglądać na niepełnosprawne chudziny, a po wyjeździe do mocnych lig - jak wrzuceni między istoty wyższego gatunku i do rzeczywistości, w której czas płynie szybciej. Dla nich o całą wieczność za szybko.

Niestety, dopóki ludzie odpowiedzialni za piłkarską edukację uważają, że jest dobrze, nie zbadają, dlaczego jest źle. Przepraszam, beznadziejnie. Serbia to mały kraik, jeszcze przedwczoraj dziesiątkowany i rujnowany wojną. Od Polski biedniejszy, po wielokroć mniej liczny, niewspierany modernizującymi atutami Unii Europejskiej. Jakąś przewagę daje mu klimat, poza tym nie ma żadnego powodu, by eksportował znakomitszych piłkarzy niż 38-milionowe państwo, w którym futbol jest najpopularniejszym sportem.

W środę patrzyłem akurat na Serbów, ale mógłbym przywołać miażdżącą większość państw europejskich. Wyjąwszy egzotyczną biedę w typie Armenii czy Mołdawii, ewentualnie plamki na mapie w typie Liechtensteinu czy Estonii, wszędzie dochowują się graczy cenionych na rynku wyżej niż nasi. Czy porachujemy gole strzelane w mocnych rozgrywkach, czy po prostu sprawdzimy listę obecności, wyjdzie, że poza bramkarzami - szczęściarze, że uprawiają sport indywidualny - produkujemy buble bądź, w najlepszym razie, przeciętniaków. Od ponad dekady nie doczekaliśmy się jednego choćby piłkarza z pola klasy światowej.

Śladowe wyniki w pucharach

PZPN lubi się zasłaniać przyzwoitymi wynikami reprezentacji, która awansuje na mundial i Euro. Tyle że one nie zawsze odzwierciedlają miarodajnie stan piłki nożnej w kraju. Polacy w eliminacjach wygrywają również dlatego, że wkładają w nie - zwolnieni z obowiązków klubowych i stęsknieni za jakimikolwiek poważnymi sportowymi wyzwaniami - całą energię. O ich prawdziwych kompetencjach świadczą osiągi ligowo-pucharowe. Te są śladowe.

Nie wiem, w jakim stopniu za niedołęstwo piłkarzy odpowiada niedobór boisk, w jakim tolerowanie korupcji o bezprecedensowej skali, a w jakim zacofanie trenerów. Ale wiem, że statut nakazuje PZPN-owi dbać o interes zawodników, którzy mają prawo oczekiwać poziomu kształcenia dającego szansę konkurować na europejskim rynku pracy. W innym szlagierze - sobotnim Manchesteru z Liverpoolem - widziałem Słowaka i Bułgara, we wszystkich czołowych ligach co rusz podziwiam gole strzelane przez przedstawicieli byłych demoludów. Wszystkich prócz Polaków. Pamięta pan, panie trenerze, niezapomnianą Wisłę Kasperczaka? Jej gwiazdy albo nie osiągnęły na emigracji nic, albo ich karierki kończyły się w mgnieniu oka. Do dziś przetrwał jeden Kalu Uche. I on nie zdołał podbić świata, ale przynajmniej utrzymał się w lidze hiszpańskiej. Wystarczy być Nigeryjczykiem?

Idylliczne brednie o stanie polskiego szkolenia

Do pana obowiązków, panie trenerze, nie należy firmowanie - przepraszam za słowo, ale ono precyzyjnie oddaje istotę rzeczy - bredni o idyllicznych stanie polskiego szkolenia, lecz zbadanie, dlaczego piłkarze w zachodnich klubach przepadają. Są upośledzeni technicznie? Taktycznie? Fizycznie? Nie chcę za wszystko obwiniać trenerstwa, chcę wiedzieć, dlaczego jest beznadziejnie. Może jednak jakieś mankamenty w pana działce są?

Bez prawidłowej diagnozy nie wdrożymy właściwej terapii, a na transferach będzie się bogacił Partizan Belgrad. Za wspomniane dzieciaki, które wcale nie muszą wyrosnąć na tytanów, dostał od MU 15-20 mln euro. Z grubsza tyle, ile kosztowało pięciu najdroższych wyeksportowanych Polaków razem wziętych: Błaszczykowski, Fabiański, Janczyk, Żurawski, Matusiak.

Eksport mógłby wydatnie zwiększyć wątłe finanse naszych klubów. Partizan przez półtora roku zarobił na transferach za granicę 38 mln euro, sumę dla naszych potęg niewyobrażalną, bo cała liga - wyprzedająca na masową skalę - nie wycisnęła nawet połowy. Polskie kluby przyzwyczaiły się, że konkurencja je plądruje. Teraz czytam, że zagraniczni specjaliści wyceniają urzekającego nas młodzieńca Roberta Lewandowskiego na dwa miliony euro. To kwota skandaliczna, tyle nie oferuje się za wyroby luksusowe, lecz za świecidełka, w których oferent podejrzewa ukrytą chałę. I będzie podejrzewał, jeśli pan, panie trenerze, nie zajmie się czymś więcej niż wmawianie polskim piłkarzom, iż uczą się od genialnych nauczycieli, a potem nie dorastają do Ligi Mistrzów, bo są do tego genetycznie niezdolni.

Więcej felietonów Rafała Steca z Gazety Wyborczej - czytaj tutaj ?