Lech Poznań w Udinese - prowadził, ale poległ

Lech Poznań miał być pierwszym polskim zespołem, który wygra pucharowy mecz we Włoszech. Choć prowadził w Udine 1:0, to z minuty na minutę grał gorzej, przegrał 1:2 i odpadł w 1/16 finału Pucharu UEFA - piszą ze stadionu w Udine wysłannicy ?Gazety Wyborczej?.

W meczu z 12. zespołem Serie A lider polskiej ekstraklasy miał czekać na jedną jedyną akcję, która da mu bramkę i awans. Tak jak w grudniu w Rotterdamie, gdy wygrał z Feyenoordem i wyszedł z grupy Pucharu UEFA. Piłkarze Franciszka Smudy mieli być cierpliwi, liczyć na zmęczenie Włochów, którzy popełniają też błędy przy stałych fragmentach gry - na nie też mieli polować. Ale przeliczyli się.

Już w 2. min, kiedy Fabio Quagliarella wybijał piłkę z linii bramkowej po strzale Semira Stilicia, włoscy kibice po raz pierwszy zaczęli gwizdać na swoich piłkarzy. Mają słabe nerwy, bo jeszcze w październiku Udinese było liderem i miało bić się o tytuł. Po niedzielnej porażce ze słabym AC Torino prezes Giampaolo Pozzo ogłosił, że sezon ligowy skończył się dla jego graczy i mają teraz skupić się na tym, by nie spaść do Serie B. Piłkarze dostali też jasny przekaz, że twarz mogą uratować tylko dobrymi występami w pucharach.

Tymczasem to goście z Polski zdominowali pierwsze minuty. Jakby olśnieni możliwością gry na równej i suchej murawie. Ostatnio widzieli taką kilka tygodni wcześniej na zgrupowaniu w Turcji. W Poznaniu grali z Udinese na śniegowej tafli. Włosi odgrażali się, że w rewanżu pokażą, kto gra lepiej w piłkę. Ale nie mogli rozwinąć skrzydeł. Lech był znakomicie zorganizowany. Tomasz Bandrowski był zawsze tam, gdzie mogła narodzić się groźna akcja dla Włochów. Przerywał je i podawał do Semira Stilicia, młodziana z Bośni, który nie ma jeszcze na koncie nawet dziesięciu spotkań w europejskich pucharach. W czwartek grał tak, jakby zbliżał się przynajmniej do setki występów. Był wręcz bezczelny, gdy wyprowadzał w pole Włochów. Patrzył w jedną stronę, a zagrywał w drugą. Tak padł gol dla Lecha. Hernan Rengifo odebrał piłkę rywalom, oddał ją Stiliciowi, a ten zupełnie zmylił obrońców, bo dobrym podaniem otworzył Peruwiańczykowi drogę do bramki. Rengifo kopnął piłkę czubkiem buta, precyzyjnie, tuż przy słupku. Po chwili na ławce rezerwowych Lecha nie było nikogo - wszyscy skakali, biegali jak opętani. Teraz to poznaniacy byli w 1/8 finału!

Ale do końca było jeszcze 78 min i nie można było tylko wybijać piłki jak najdalej od bramki. Lech zdawał sobie z tego sprawę, momentami grał znakomicie. Długo wymieniał podania, a Włosi biegali bezradni. Na trybunach gwizdy pod ich adresem mieszały się z pomrukami uznania dla gości. Ale Lech nie stwarzał już więcej dobrych okazji. W 28. min miał jednak pecha, bo piłka po wrzutce Stilicia odbiła się od nogi obrońcy, przeleciała nad Emanuelem Belardim, ale minimalnie obok bramki.

Ta kontra Lecha pokazała jednak, że źle zaczyna się dziać z zespołem Smudy. Choć była dopiero 28. min, na swojej połowie zostało aż ośmiu poznańskich piłkarzy. Do budowania akcji zabrało się tylko trzech - Stilić, Rengifo i Lewandowski. Cofnięty pod własną bramkę lechici zdołali jeszcze do przerwy utrzymać prowadzenie, choć kilka szybkich zagrań Włochów ze skrzydeł pokazało, że dalsza taka gra Lecha może się skończyć źle.

W przerwie goręcej musiało być w szatni Udinese, bo błyskawicznie po wznowieniu gry Włosi ruszyli na lechitów. Ci zaczęli grać tak, jakby do końca meczu zostało kilka minut: bezmyślne wybijali piłkę i pozwalali rywalom na kolejne akcje. Po jednym z silnych wykopów Ivan Djurdjević wściekł się nie na żarty. Po jego gestach było widać, że Lech nie gra tak, jak powinien. Chwilę potem Giovanni Pasquale obiegł Grzegorza Wojtkowiaka, podał do Antonia Floro Floresa. Ten wstrzelił piłkę pod bramkę, Djurdjević próbował wybijać, ale trafił w Simone Pepe i było 1:1. Teraz to Udinese było dalej w pucharach, dzięki większej liczbie goli na wyjeździe.

Ale nie wszystko wydawało się stracone. W Poznaniu lechici strzelili dwie bramki w trzy minuty. Teraz mieli ponad pół godziny na jedną potrzebną do awansu. Włosi wyciągnęli jednak wnioski z pierwszego meczu. Nie pozwalali Lechowi na akcje skrzydłami, nie dopuszczali do wielu stałych fragmentów gry. Poza niecelnym strzałem Lewandowskiego lechici nie mieli okazji na gola. Atakowali coraz większą liczbą graczy, więc narażali się na kontrataki. W 82. min Kwadwo Asamoah trafił w poprzeczkę w sytuacji sam na sam z Ivanem Turiną, wcześniej Bartosz Bosacki wygrał pojedynek biegowy z Floro Floresem i zapobiegł podobnej sytuacji.

Smuda nie miał pola manewru, szansy na wprowadzenie kogoś, kto odmieni zespół. Taką nadzieją był Sławomir Peszko, ale na porannym treningu odnowiła mu się kontuzja kostki. Ani Jakub Wilk, ani Marcin Kikut nie byli w stanie niczym zaskoczyć Włochów. Na dodatek ten drugi w doliczonym czasie gry stracił piłkę na własnej połowie, Antonio Di Natale pognał na bramkę i zdobył gola.

Pod bramkę Udinese ruszyli stoperzy Bosacki i Arboleda, ale okazji już nie stworzyli...

UDINESE CALCIO - LECH POZNAŃ 2:1 (0:1)

Bramki: 0:1 Rengifo (12., po podaniu Stilicia), 1:1 Pepe (57., po zagraniu Floro Floresa), 2:1 Di Natale (90. +1)

Udinese: Belardi - Zapata, Coda, Domizzi, Pasquale (77. Luković) - Inler, D'Agostino, Asamoah - Pepe (52. Isla), Quagliarella (46. Floro Flores), Di Natale.

Lech: Turina - Wojtkowiak (83. Kikut), Bosacki, Arboleda, Djurdjević - Bandrowski, Murawski, Injać (71. Wilk) - Lewandowski, Stilić - Rengifo.

Sędziował Kevin Blom z Holandii

Widzów ok. 15 tys. (ok. 2 tys. z Lecha)

Pierwszy mecz 2:2; awans Udinese

Udinese - Lech

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.