Mocny trening Kowalczyk przed trzydziestką

Jak lecę pierwsza, to inne rywalki wzdychają, że będzie bardzo ciężko - mówi z uśmiechem Justyna Kowalczyk. We czwartek pobiegnie na mistrzostwach świata w Libercu na pierwszej zmianie sztafety 4x5 km stylem klasycznym.

Kowalczyk już boi się bólu... >>

To będzie ostatni, mocny i poważny trening przed sobotnim startem na 30 km techniką dowolną. - Gdyby nie było sztafety, Justyna miałaby w czwartek sprawdzian. Musiałaby pobiec go na serio - mówi trener Aleksander Wierietelny. - W sztafecie na pewno nie będzie się obijać, pobiegnie na serio i nie zawiedzie koleżanek. Zawsze zresztą walczyła jak należy.

Trochę dziwić może, że polska mistrzyni świata i brązowa medalistka z Liberca pobiegnie dziś techniką klasyczną, skoro sobotni bieg na 30 km jest "łyżwą". Tym bardziej że w sztafetach dwie pierwsze zawodniczki biegną klasykiem, dwie kolejne - techniką dowolną. - Wszystko jest zaplanowane, chodzi o to, żeby ustawiła organizm na sobotni wysiłek. Codziennie trenujemy "łyżwą", więc problemu nie będzie. A tak przynajmniej nie zmęczy mięśni potrzebnych do stylu dowolnego. W czwartek tylko trochę "przepali" organizm - tłumaczy szkoleniowiec.

Na razie Kowalczyk bardzo spokojnie trenuje, a sprinty obejrzała w telewizji (bo lepiej widać niż na trasie). Jej zajęcia poprzedzające start w sztafecie to spokojny spacer w wolnym tempie. - Norweżka Steira ćwiczy przyspieszenia, Finka Saarinen trenuje klasykiem, czyli każdemu według potrzeb - opowiada Kowalczyk. - Na głównych imprezach sezonu niczego już się nie poprawi ani niczego nowego nie zrobi. Każdy sukces lub niepowodzenie to efekt wcześniejszych przygotowań. Na igrzyskach albo olimpiadzie można zrobić tylko jedno: rozchorować się i wyjechać (uśmiech). Czasem taki wyjazd jest jedynym ratunkiem i wytłumaczeniem.

Kowalczyk nie trenuje więc interwałów. To nie miałoby sensu. - Przed mistrzostwami niektórzy obawiali się o moją formę. Mówiono, że za dużo jeżdżę, że niepotrzebnie wszędzie startuję, że coś powinnam odpuścić - mówi. - Okazało się, że wszystko zrobiliśmy jak należy. Ja już swoje przepracowałam latem, tak dostałam, że pod koniec z braku sił beczałam. Taki mam organizm, że zbyt częste treningi szybkościowe mi nie służą. Gdybym w Libercu dołożyła jeszcze trochę interwałów, w sobotę przebiegłabym pewnie 10 km i mogłabym wracać do tych interwałów. A tak przygotowuję się na ból i chcę dobiec do mety.

Nim jednak zmierzy się z tym morderczym dystansem, czeka ją dziś pierwszy w życiu start w sztafecie na mistrzostwach świata. Złoty medalista w biegach z 1978 roku Józef Łuszczek zażartował, że gdybyśmy "mieli cztery Justyny, to mielibyśmy pewne złoto". - I to z jaką przewagą! - uśmiecha się trener Wierietelny.

Ale startujące po Kowalczyk Kornelia Marek, Sylwia Jaśkowiec i Paulina Maciuszek (córka Łuszczka) to zdecydowanie nie ten rozmiar kapelusza. I tylko nigdy nietracący wiary prezes PZN Apoloniusz Tajner widzi czwórkę Polek nawet na szóstym miejscu. - Zdecydowanie zbyt optymistycznie - uśmiecha się Wierietelny.

Początek kobiecej sztafety 4x5 km w czwartek o godzinie 13. Transmisja w Eurosporcie i TVP Sport. Faworytkami są Finki i Norweżki.

A na mistrzostwach świata - Stoch upadł na treningu ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.